Jak „redaktor” Tomasiak wtargnął do „Lubartowiaka”

Jacek Tomasiak 19 sierpnia „przybył” do naszej Redakcji wraz z kamerzystą i redaktorką Kanału S, gdyż chciał porozmawiać na temat materiału z pierwszej strony „Lubartowiaka”. W jednym z lokalnych tygodników podał, że przyszedł do Redakcji, gdyż „poczuł się bohaterem naszego artykułu”. Sytuację i nagranie przedstawił w spółdzielczej telewizji, jednak zupełnie inaczej niż to wyglądało w rzeczywistości.

„…Przechodziliśmy, po prostu i wpadliśmy. Jak to przechodziłaś? Z tragarzami? ….Taa! Przechodziliśmy, z tragarzami..”
Powyższy cytat to fragment jednej z kultowych komedii PRL pt.„Miś” w reżyserii Stanisława Barei. Wystarczy teraz zamienić słowo „tragarzami” na „kamerzystą” i mamy sytuację wprost z pokazującej absurdy minionego sytemu komedii mistrza Barei w wydaniu lubartowskim. Bareja by się nie powstydził. Takie tłumaczenie „najścia” przedstawił Jacek Tomasiak w Tygodniku Wspólnota Lubartowska. Wspomniał tam, że kamera była z nim „przy okazji”. Chyba nie tylko nam tłumaczenie to się wydaje nieco absurdalne, bo jakoś na co dzień nie spotykamy na ulicach naszego miasta swawolnie biegających kamerzystów, którzy od tak z przypadku wchodzą do instytucji, sklepów czy autobusów albo atakują przechodniów na chodnikach z kamerą i mikrofonem.
Jakiś czas temu prezes Spółdzielni Mieszkaniowej i radny miejski Jacek Tomasiak udowadniał,
że nie ma wpływu na kształt przygotowywanych materiałów i nie jest redaktorem naczelnym Kanału S. Co innego pokazały wydarzenia w naszej Redakcji – kiedy wtargnął do nas z włączoną kamerą, a później nagranie to opublikował w spółdzielczej telewizji.

„Jest prawda czasu i prawda ekranu”
Cytując po raz kolejny Bareję, zabrakło w obszernym wystąpieniu prezesa, radnego, reportera, Jacka Tomasiaka nieco prawdy o przebiegu tej „wizyty”. Jak wyglądała sytuacja? Otóż Jacek Tomasiak z ekipą Kanału S wszedł do Redakcji, nie przestrzegając podstawowych przepisów sanitarnych. Nie miał maseczki ochronnej ani nie zdezynfekował rąk. Natomiast niczym redaktor chciał przeprowadzić rozmowę ze mną, a kamerzysta nagrywał moją osobę bez zgody. Nie chciałam, aby mój wizerunek był pokazany w Kanale S. Jacek Tomasiak uznał, że „może sobie nagrywać, ponieważ jestem osobą publiczną” i kazał wezwać policję. Wbrew jego słowom nie jestem osobą publiczną. Cóż – my sensacji nie robimy w naszej pracy, więc o tym zajściu powiadomiłam telefonicznie tylko dyrektora LOK. Nieprawdą jest, że nie chciałam rozmawiać z Jackiem Tomasiakiem, co ukazał w telewizji SM. Został on przeze mnie zaproszony na rozmowę o interesujących go kwestiach do Lubartowskiego Ośrodka Kultury, do dyrektora Adama Kościańczuka, czyli wydawcy gazety. Z propozycji wspólnej rozmowy Jacek Tomasiak skorzystać jednak nie chciał. Ciekawe dlaczego i jakie miał obawy? Natomiast w czasie, gdy wykonywałam telefon do dyrektora, rozmawiał z koleżanką z Redakcji, która bez jej wiedzy została nagrana i przedstawiona w Kanale S.
Cała sytuacja w spółdzielczej telewizji została ukazana inaczej niż miała miejsce w naszej Redakcji. Może mało istotny dla samego zainteresowanego element zniknął. Mało istotny albo niewygodny. To już niech ocenią Czytelnicy.

Jeśli chodzi o artykuł w naszej gazecie, to odnosił się on do oświadczenia, jakie otrzymaliśmy od lubartowskich przedsiębiorców oraz materiału w Kanale S o projektach budżetu obywatelskiego. Nie ukazywał osoby Jacka Tomasiaka, więc nie rozumiem, dlaczego poczuł się jego bohaterem. Wspomniany został jedynie w tym oświadczeniu. Wnioski do budżetu obywatelskiego rozpatruje powołana w tym celu komisja i to jej członkowie dokonują merytorycznej weryfikacji złożonych propozycji. Czy Redakcja Lubartowiaka ma prawo do własnych opinii na podstawie dostępnych materiałów, oświadczeń osób zainteresowanych? Według pana Tomasiaka – nie! Prawo takie ma tylko on sam i jego Redakcja w myśl zasady: „Moja prawda jest bardziej mojsza niż twojsza”.

Wtargnięcie czy rzetelna praca ?
Filmowanie bez zgody nie jest zabronione dopóki, dopóty twórca nie rozpowszechnia wizerunku osoby na tym nagraniu utrwalonej – mówi Sławomir Zagojski, inspektor ochrony danych.
Jednak nagranie zostało upublicznione w telewizji SM wraz ze wskazaniem mojego nazwiska, dodatkowo ze wskazaniem nazwiska wcześniej noszonego. Zamazanie twarzy nic tu nie zmienia, ponieważ ujawnione zostały dane pozwalające na identyfikację mojej osoby. Tu kłaniają się przepisy RODO i ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych w zakresie ochrony wizerunku oraz kodeksu cywilnego w zakresie ochrony dóbr osobistych.
A podobno była to profesjonalna dziennikarska robota pana Tomasiaka i ekipy Kanału S. Natomiast nas Jacek Tomasiak poucza w kwestii pisania artykułów.

Sylwia Cichoń