Marek Danielkiewicz przedstawia

Jesteśmy w trakcie karnawału. Za trzy tygodnie rozpocznie się Wielki Post. Póki co w Wenecji zaczyna się zabawa na całego – tymi słowami Marek Danielkiewicz rozpoczął opowieść o twórczości własnej, zgromadzonej na wystawie.

Prace lubartowskiego poety, recenzenta literackiego i teatralnego a także rysownika, można oglądać od czwartku 29 stycznia w Powiatowym Młodzieżowym Domu Kultury w Lubartowie.

To skromna wystawa projektów teatralnych, ubiorów, masek. Mam nadzieję, że państwu się spodobają. Niektóre z masek, jakie tu przedstawiam, są inspirowane sztuką wenecką osiemnastego wieku – objaśniał autor podczas wernisażu w Galerii „Międzyziemie”.

Wszystko (prawie) o Marku Danielkiewiczu można było przeczytać w przygotowanym na wystawę katalogu. Do jego obejrzenia zachęcała Jolanta Tomasiewicz, dyrektor PMDK. Zainteresowani znajdą więcej na temat artysty na jego stronie internetowej: http://depro.pl/danielkiewicz/

Mandragora dobra na wszystko

Wernisaż wystawy poprzedziła ciekawa prelekcja, zatytułowana: „Medycy, chorzy i sposoby leczenia w dziełach sztuki średniowiecznej i w malarstwie barokowym”. Doktor Małgorzata Żak-Kulesza z Katedry Historii Sztuki Średniowiecznej Europejskiej KUL opowiedziała między innymi o sztuce leczenia ziołami. Mandragorą znaną już od wieków leczono „magicznie”, podobnie jak tojadem uznawanym za najgroźniejszą truciznę na świecie. Używana w minimalnych dawkach – także leczyła. Ponadto medycy leczyli snem. Nade wszystko jednak rozmaitymi ziołami. Dzisiaj możemy to zobaczyć w tak zwanych zielnikach malowanych, opisanych greką. A wszystko w dużej mierze dzięki zakonnikom, którzy tę sztukę leczenia przechowali w księgach dla potomnych. Z wykładu dr Małgorzaty Żak-Kuleszy dowiedzieliśmy się wielu innych, ciekawych rzeczy. Na przykład, że określenie – farmaceuta oznacza tyle co – krajacz ziół.

O pięknym, osiemnastym wieku

Marek Danielkiewicz podczas wernisażu tak opowiadał o swojej wielkiej inspiracji, czyli o sztuce weneckiej XVIII wieku: – To szalenie piękny okres, tragiczny w niektórych krajach. We Francji trwa wielka rewolucja, gdzie zamiast maski posługiwano się gilotyną. W Polsce następuje koniec I Rzeczypospolitej i bardzo tragiczne chwile dla naszego narodu. Tymczasem w Wenecji w osiemnastym wieku zabawa trwa od pierwszej niedzieli października poprzez święta Bożego Narodzenia aż do Wielkiego Postu. W tamtym czasie w Wenecji jest siedem teatrów, dwieście kawiarni, nie licząc różnych domów uciech. Ściągają do tego miasta wszyscy znaczący w Europie (taka Teneryfa ówczesnych czasów). Przyjeżdżają książęta prawdziwi i fałszywi. Bardzo popularnym, demokratycznym rekwizytem jest maska, w której można wmieszać się w tłum arystokracji. Być nierozpoznawalnym (…). O tych siedmiu wspaniałych teatrach w tamtym czasie, w Wenecji, wspominam dlatego, że teatry były miejscem życia towarzyskiego. Do teatru chodziło się nie po to, żeby sztukę oglądać. Aktorstwo niosło za sobą pewnego rodzaju ryzyko zawodowe. W aktorów rzucano naczyniami, jabłkami, pomidorami, jajkami. Do tego stopnia widzowie ingerowali w treść sztuki.

(J.A.)

Komentarz odbiorcy

Książka do ilustracji

Kiedy przyłoży się ucho do komentarzy na temat obrazów Marka Danielkiewicza, można uchwycić wrażenie odbiorców, że są to ilustracje do książek. Oglądający widzą, jak artysta pochłania literaturę, która uruchamia wyobraźnię, a następnie z tych wyobrażeń powstaje obraz. Taki swoisty kombajn do pakowania książek w ramki. Wydaje się, że autor tworzy swoje prace z lekkością, z tak zwanej potrzeby serca. A może inaczej – z konieczności pokazania światu swoich wrażeń, myśli a nawet uczuć. Grzechem byłoby zachować je tylko dla siebie. Dlatego Marek Danielkiewicz maluje albo – jak mówi o sobie – rysuje. Podróżuje nie tylko poza umowne linie kartograficzne, ale też balansuje w czasoprzestrzeni. Przenosi odbiorcę swoich dzieł w różne miejsca na ziemi. Często słychać tam znajomą muzykę. Przez chwilę jesteśmy pod wrażeniem Dziadka do orzechów, którego nam gra sam mistrz Czajkowski z pomocą swojego maestro Antona Rubinsteina. Z baletu w Moskwie przenosimy się na bal maskowy, na przykład do Florencji (chociaż autor wolałby chyba do Wenecji). Czy są to tylko ilustracje do książek? Odwróćmy znaczenia i wyobraźmy sobie książkę napisaną tylko do tych „ilustracji”, do obrazów Marka Danielkiewicza. Może byłaby bestsellerem? Warto spróbować. Trzeba tylko obejrzeć wystawę i chwycić za pióro.

Aleksandra Jędryszka

Zapraszamy do fotogalerii także na nasz profil FB pod linkiem: WYSTAWA M. DANIELKIEWICZA


marek_danielkiewicz_1marek_danielkiewicz_6marek_danielkiewicz_7marek_danielkiewicz_11marek_danielkiewicz_14marek_danielkiewicz_12marek_danielkiewicz_10marek_danielkiewicz_8marek_danielkiewicz_26marek_danielkiewicz_25marek_danielkiewicz_18marek_danielkiewicz_16marek_danielkiewicz_23marek_danielkiewicz_20marek_danielkiewicz_27marek_danielkiewicz_30marek_danielkiewicz_31marek_danielkiewicz_32marek_danielkiewicz_33marek_danielkiewicz_35marek_danielkiewicz_23marek_danielkiewicz_22marek_danielkiewicz_36