NA KRAŃCE GEOGRAFII (cz.2)

Karol Zalewski – rodowity lubartowianin wrócił bezpiecznie z niesamowitej, kilkunastodniowej wyprawy w góry Koksza-tał na granicy chińsko-kirgiskiej, która trwała od 14 sierpnia do 2 września. Karol swoje pasje związane z podróżami wciąż realizuje z niesłabnącym zaangażowaniem. Pomysł na tę wyprawę pojawił się w głowie brata Damiana Wojciechowskiego, jezuity, kiedy pierwszy raz dotarli do brzegu jeziora Kel-Suu, w 2010 roku. Jak podsumowuje Karol – ekspedycja udała się. O tym, jak przebiegała cała wyprawa i jaki był jej cel, dowiemy się z dziennika podróży Karola Zalewskiego. Zapraszamy na drugą cześć.

Po drodze mijamy góry, które wyznaczają koniec Kirgistanu, a początek Chin. Jadąc po drodze szutrowej zdarza się mała przygoda – jeden kamyk wystrzelił spod koła i zbił jedną z szyb w samochodzie… Na szczęście nikomu nic się nie stało. Zatrzymujemy się w najbliższej wiosce, w sklepie kupujemy folię oraz taśmę i po chwili mamy nową, nieotwieralną szybę. Wjeżdżając do strefy przygranicznej przejeżdżamy przez dwa punkty kontrolne, gdzie żołnierze sprawdzają nasze paszporty i pozwolenie na wjazd do tego obszaru. 6 lat temu jechałem tą samą drogą, jednak jest na niej nowy element. Mijając wielkie rozlewisko rzeki przejeżdżamy przez nowy most…stary, po którym kilka lat temu przejeżdżaliśmy już nie istnieje. Pozostały po nim tylko szczątki, resztę którejś wiosny porwała wielka woda, która po roztopach lodowców pojawia się w całej dolinie. Do doliny rzeki Kekkija docieramy późnym wieczorem. Rozbijamy namioty i idziemy spać. Dzień mamy odpoczynkowy. Następnego dnia chcemy wyruszyć w góry, a do transportu całego sprzętu (liny, szpej górsko-wspinaczkowy, pontony, kamery itd.) potrzebujemy koni. Zaprzyjaźniamy się z Kirgizami, którzy żyją tam przez wiosnę-lato wypasając swoje zwierzęta. Widząc nasze terenowe auto od razu proszą nas o pomoc w wyciągnięcie z rzeki ich samochodu. Niestety nie obeszło się bez strat po naszej stronie – Kirgizi linę przywiązali do zderzaka, który chwilę po tym jak nasze auto ruszyło oderwał się od karoserii rozbijając w naszym Land Cruiser’ze tylną lampę. Poprawiamy mocowanie i auto zostaje uratowane. Reszta dnia bez większych emocji. Damian negocjuje wypożyczenie koni, Piotrek lata na paralotni wzbudzając wielką sensację obecnych tam Kirgizów, dzieci i dorosłych. Kolejna sensacja to nasz dron, który pilotowany jest przez Adama S.

Chłodny poranek oznacza, że zaczyna się główna część naszej wyprawy. Pakujemy nasz obóz na konie, auto zostawiamy u Kirgizów i ruszamy w stronę jeziora Kel-Suu. Po kilku kilometrach docieramy na miejsce. Po drodze oczywiście musieliśmy przeprawić się przez rzekę, lądując w niej prawie do pasa. Na brzegu jeziora rozbijamy namioty i szybko chowamy się do nich przed załamaniem pogody, które przyniosło opad gradu. Wieczorem robimy generalną próbę pontonom – wypływamy na jezioro.

Kolejny chłodny poranek. Jest to moment, w którym dzielimy się na dwie grupy: wodną i górską. Na trzech pontonach Tomek i Jacek odprowadzają nas do doliny, w której zaczyna się nasz górski szlak. Jeziorem Kel-Suu płyniemy ok. 6km. Widoki są niesamowite, jak z bajki, a praktycznie pionowe skały po obu stronach jeziora zapierają nam dech w piersiach. Docieramy do miejsca zrzutu. Szybko wypakowujemy nasze rzeczy i chłopaki odpływają. Żegnamy się życząc sobie „do zobaczenia” za kilka dni. Maszerujemy w górę doliny wzdłuż rzeki, która płynąc z lodowca uzupełnia wodę w jeziorze Kel-Suu. Nasz marsz dwa razy przerywa załamanie pogody w postaci opadu śniegu i gradu. Chowamy się za najbliższe skały, aby przeczekać. Docieramy na wysokość ok. 4000 m n.p.m. i rozbijamy nasz biwak. Naszym oczom ukazuje się nasza pierwsza prawdziwa przeszkoda – blisko 160 metrowa ściana skalna, którą musimy pokonać, aby wejść na przełęcz. Następny dzień wita nas pięknym słońcem, więc nie chcąc tracić czasu jemy szybkie śniadanie i docieramy pod ścianę. Próbujemy znaleźć drogę na górę. Wyszukujemy jakieś rysy, którymi będzie możliwa wspinaczka. Piotrek wykonuje niesamowitą pracę wspinając się na wszystkie wypatrzone przez nas możliwe miejsca. Za czwartym razem odnajdujemy odpowiednie miejsce. Piotrek jest na półce skalnej, ok. 60m od podstawy ściany, a ja wspinając się dołączam do niego. Zakładamy drugą linę i zjeżdżamy na dół. Chcąc wykorzystać dobrą pogodę, chcemy iść w górę. Damian niestety jest temu przeciwny i tego dnia kończymy nasze działania….

CDN

Przeczytaj pierwszą część >>>> http://www.lubartowiak.com.pl/fakty/na-krance-geografii-cz-1/