URSZULA o Woodstocku i nowej piosence

Była gwiazdą Dni Lubartowa 2015. Mimo deszczu wierni fani nie zawiedli. Tuż przed koncertem o planach polskiej piosenkarki związanych między innymi z tegorocznym Przystankiem Woodstock – rozmawiali Zbigniew Skrzypek i Piotr Opolski.

Urszula, jesteś drugi raz z koncertem w Lubartowie. Pamiętasz tamte czasy?

– Poprzedni koncert, w amfiteatrze, był dużo większy. Jednak wtedy były kłopoty z nagłośnieniem. W takich sytuacjach nie jest ważne, czy umiemy, czy nie umiemy, tylko czy wszystko się uda i czy publiczność będzie nas dobrze słyszała. Z wielu takich sytuacji wybrnęliśmy w ciągu całego życia, grania. Różne się zdarzały sytuacje, łącznie z tym, że nie ma prądu przez chwilę i trzeba grać bez. Ale ktoś zawsze zaczyna ratować sytuację.

Urszula
fot. Aleksandra Jędryszka

W tym roku koncertujesz na Przystanku Woodstock, przygotowujesz coś specjalnego?

– Właśnie dzisiaj, dla lubartowskiej publiczności po raz pierwszy zagramy cały materiał, który będzie na Woodstock’u, czyli całą „Białą drogę”. Jesteśmy jednak mimo wszystko zestresowani. W przygotowaniu pomagał mi wokalnie Kostek Joriadis. On ma po prostu, jak my to mówimy, „wygar z paszczy totalny”, bardzo mocny głos, taki alt – właściwie prawie damski. Coś jak Krzysio Cugowski albo może Piotrek. Wysoki, mocny głos… no i takie głosy ciężko znaleźć, może na Woodstocku uda nam się go skooperować. Jeśli nie, to myślimy o zaśpiewaniu z Illusion. Mocne głosy są przy tej płycie bardzo ważne.

Jak oceniasz obecną scenę rockową w Polsce?
– Ja nie oceniam. Nie jestem krytykiem. Zupełnie nie staram się tego robić. Nie znam się na tym, nie umiem oceniać. Zresztą unikam wszelkiego rodzaju programów, gdzie trzeba oceniać. Nina Terentiew ciągle mnie namawia, że mają jakieś nowe pomysły. Mówię: Nino, to nie ja, jestem za delikatna. Ja się cieszę, jak ktoś po prostu gra. Ważne, że ma kontakt z muzyką. Jeden jest lepszy, drugi gorszy. Ale żeby oceniać ich i czasem mówić o nich źle, albo powiedzieć coś nie tak, bo trzeba się bić, bo musi być akcja i trzeba tam między sobą się kłócić – to nie dla mnie. Ja wolę sobie napisać na przykład nową płytę, niż tracić czas. Może i ktoś zarabia na tym, ale w sumie ten stres, który temu towarzyszy, nie jest dla mnie. Brałam udział w pierwszej edycji „Drogi do gwiazd”, tak to się nazywało kiedyś i tam byłam w komisji z Robertem Jansonem. Przeżyłam to… on był ten zły, a ja ta dobra. Tyle mi wystarczy. Ale lubię oglądać te programy, lubię gdy coś się dzieje. Tylko co potem z tymi ludźmi biorącymi udział w show?

Jaka jest recepta na ciągły sukces, ciągłe trwanie w biznesie? Są gwiazdy, które wschodzą i zachodzą, a Urszula ciągle trwa.
– To muzyka przede wszystkim. Jeżeli ktoś jest rzeczywiście muzykalny i chce robić to, co robi, jest wytrwały i cierpliwy. Trzeba umieć czekać, przeczekiwać pewne okresy, kiedy się jest niedocenianym, często niezrozumianym. Ja miałam taki długi czas. Bo mnie kojarzono tylko i wyłącznie z „Dmuchawcami”. Wreszcie wyjechałam do Stanów i mogłam śpiewać Zeppelin’ów i nikt mi nie mówił: to do ciebie nie pasuje. Widziałam wiele razy w Stanach, że połączenie takiego lekkiego głosu daje efekty. Przecież nie trzeba wrzeszczeć, nie trzeba łączyć – jak metal to musi być wrzask. Rock’n’roll ma na prawdę różne twarze. Łączenie jest fajne i ciekawe. Ta najbardziej rockowa płyta, czyli „Biała droga”, najlepiej się sprzedała. Często mówią: No to zagrajcie tę „Białą drogę” i „Lewiatana”, „Millennium” i te wszystkie ciężkie numery, które są na tej płycie.

A Ty przecież jesteś kojarzona z lekkimi dmuchawcami…
– Ja mówię: Zaraz, to dlaczego „Biała droga” tak się sprzedała? Widocznie kawałki „Na sen” czy „Ja płaczę” i te wszystkie rzeczy w połączeniu z „Konikiem” i z mocnymi rzeczami zadziałały, więc się nie boimy. Zobaczymy, jak ludzie dzisiaj wytrzymają te mocne, ciężkie numery, no i czy my damy radę zagrać to w miarę tak, jak chcemy zagrać. Bo nerwy jednak są, a stres jest, bo pierwszy raz, u was będzie ta cała „Biała droga” od początku do końca plus „Dmuchawce” i „Rysa”.

Jakie masz plany na przyszłość?
– Z dwudziestu piosenek chcemy wybrać trzy i napisać do nich teksty. Zobaczyć, z którym polskim tekstem się to uda. Chciałabym bardzo zaśpiewać z angielskim tekstem. Dlaczego młodzi mogą, a ja nie mogę? Jest mnóstwo zespołów, które grają tylko po angielsku i to zupełnie inaczej brzmi. Te rybki (refreny – red.) są przepiękne z gitarą, po angielsku. Kiedy natomiast dochodzi polski tekst – tracą 50 procent – bo inaczej brzmią. Rozsyłamy teksty do osób, które nie są związane z muzyką, żeby takim lekkim, zupełnie niezobowiązującym uchem oceniły, która piosenka najbardziej im się podoba. Wybierzemy te trzy i może jeszcze jedną. Nie myślimy od razu o całej płycie, bo to jest obciążenie. Chcemy mieć jakąś nową piosenkę, żeby zaznaczyć, że jesteśmy, że robimy coś nowego, działamy. Gitarzysta ma swoje własne, prywatne studio, więc siedzimy tam co chwila, tworzymy coś w Bielsku Białej, właściwie w Kętach. Trzymajcie za nas kciuki.