W domu i ogrodzie pani Joanny

To miejsce na ziemi ma zapach miodu, sosnowego drewna, brzozy i lawendy. Do jego serca prowadzą zielone drogowskazy – kępy posłusznych DSC_2855iglaków. Na powitanie prześcigają się szmaragdy z zielenią Rembrandta. Dyskretnie dotykają stóp rozłożyste jałowce…

Na słońcu ulatnia się woń brzozowych szczapek przygotowanych pieczołowicie przez Gospodarza (takie są najlepsze do rozpalania w kominku). Do domu zaprasza nas pani Joanna, z uśmiechem jakiego nie sposób nie odwzajemnić. Z gościnnością, jaką trudno porównać do innej na Ziemi Lubartowskiej, a ponoć nawet na Ziemi Lubelskiej.
Był czas na rozmowę, wspólne cięcie lawendy z lawendowego pola za domem, wizytę w pasiece. Obejrzeliśmy też album ze zdjęciami, swoisty dziennik budowy gospodarstwa. Coś fantastycznego, ile pracy i serca można włożyć w realizację swoich marzeń.

Aleksandra Jędryszka

DSC_2873ROZMOWA Z JOANNĄ FIRGOLSKĄ

Henryk Sytner: „Spodziewałem się prostej baby”

Gospodarstwo „Cichosza” prowadzone w Wólce Mieczysławskiej przez Joannę Firgolską odwiedziliśmy po to, żeby sprawdzić jak wygląda „Najciekawsza oferta agroturystyczna w Regionie Lubelskim”. Taki tytuł pani Joanna otrzymała 29 czerwca, zdobywając I Miejsce w konkursie Marszałka Województwa Lubelskiego i pokonując konkurentów z całego województwa.

Skąd pomysł, żeby wystartować w konkursie?
– Namówiono mnie. W Lubelskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego w Końskowoli, a dokładnie w Powiatowym Zespole Doradców w Lubartowie pojawiam się co roku, na wiosnę, ponieważ pracownicy tego ośrodka pomagają mi sporządzić wniosek o dopłaty. Pracownicy tego ośrodka namówili mnie, żebym startowała w konkursie. Złożyłam potrzebne materiały i wystartowałam.
Przeszłam pierwszy etap, po którym przyjechała do nas 7-osobowa komisja. Ogłoszenie wyników miało się odbyć w niedzielę, w Końskowoli. Byłam przygotowana być może na jakieś wyróżnienie. Nie wiedziałam przecież jaka była liczba chętnych, jakie były inne ośrodki startujące do konkursu. Jechałam w ciemno i dosyć zdystansowana do całej sytuacji. Kiedy rozpoczęło się ogłoszenie wyników, oczywiście od wyróżnień, poprzez trzecie, drugie miejsce i… Jaka byłam zdziwiona, że to ja zdobyłam pierwsze.
A jak wyglądał ten drugi etap konkursu?
– Przyjechała grupa osób, m.in. z Urzędu Marszałkowskiego, z Końskowoli, z Izby Turystycznej, z Radia Lublin. No i zaczęło się oglądanie DSC_2824wszystkiego, co jest interesujące dla gości. Był pobyt w pasiece. Jedna z pań odmówiła wyjazdu. Tak jej się tutaj spodobało, że nie chciała opuszczać ośrodka. Stwierdziłam, że jest za młoda i za ładna, żebym ją adoptowała (śmiech). Państwo byli tutaj dwie godziny, popróbowali miodu z pasieki, bo akurat dzień wcześniej wirowałam miód…
Ma Pani pasiekę?
– Tak. Zaczynałam od trzech uli, teraz mam 35. Należę do związku pszczelarskiego i oczywiście jestem matką pszczelą, bo tak o mnie mówią koledzy.
Jaki miód podbiera się na tym terenie?
– Robimy czterokrotnie wirowanie w ciągu roku. W maju wiruję miód, który nazywam umownie „cicha łąka i kwitnący sad”, potem jest lipa i akacja, później gryka, a na samym końcu miody spadziowe, ze spadzi liściastej, iglastej. Trudny w mojej 6-letniej karierze pszczelarza jest obecny rok. Weryfikuję swoje obserwacje z innymi pszczelarzami i niestety w tym roku nie będzie miodu. Lipa kwitnie, ale nie nektaruje. W ulach jest pusto, ale nie tylko u mnie, u wszystkich moich kolegów.
Czym to jest spowodowane?
– Można powiedzieć, że dziwnościami przyrody. Mamy lipiec, jest upał, a noce są zimne. Na wychowanie jednej pszczoły robotnicy potrzeba dwóch komórek w plastrze miodu i jednej pierzgi, czyli suszonego pyłku. Jeżeli cały nektar, który pszczoły zgromadzą, idzie na wychowanie potomstwa, to nie ma nic do podbierania. Mało tego, trzeba będzie zasilić znacznie roje na jesień, bo przecież nie przetrzymają zimy. W piątek wirowałam z 35 uli 10 litrów miodu, w tamtym roku było 60.
W jakiej kondycji jest agroturystyka na terenie naszego powiatu?
– Ona jest, ale ma niestety pejoratywne konotacje. Przyjechał do nas swojego czasu Henryk Sytner z radiowej Trójki. Powiedział: pani Joanno, jestem rozczarowany. Zapytałam: dlaczego? – Spodziewałem się prostej baby z krową na postronku, podpitego gospodarza i mebli z lat siedemdziesiątych przywiezionych z demobilu – odpowiedział. Takie są wyobrażenia ludzi o agroturystyce. Tymczasem na dole pod salonem, w którym rozmawiamy, jest kolejny salon, kominkowy. Obok mamy profesjonalną siłownię, jest szwedzka sauna sucha dla osób, które mają problemy z naczynkami, koreańskie łóżko do masażu na kamieniach nefrytowych. Mamy holenderskie rowery, mapy naszego regionu. To nie jest moja praca, ja tu nie przychodzę od godz. 8 do trzeciej, ja tutaj mieszkam, dzielę się z gośćmi swoją biblioteką, zbiorem obrazów. To jest miejsce, które jest taką wisienką na torcie, gdzie chcielibyśmy się zestarzeć. Nie ma we mnie, gospodyni tego miejsca, ani w gospodarzu, zgody na starość.
Fajnie jest, kiedy ktoś przyjeżdża, kręci się tutaj?
– Oczywiście, że tak. Mało tego, ja poznaję takich ludzi, których w życiu bym nie poznała, gdyby nie przyjechali do tego miejsca. Przyjeżdżają, bo ktoś nas polecił. Nawiązują się przyjaźnie. Mam takich przyjaciół w całej Polsce i za granicą. Od Australii, poprzez Irlandię, Wielką Brytanię, Francję, Niemcy. Goście wstają rano, idą na działkę za domem i robią zdjęcia roślinom, owadom. Dla nich to jest zadziwiające, że w otoczeniu człowieka są pszczoły, motyle, że można zobaczyć sarny z tak bliska, że człowiek żyje w symbiozie z przyrodą.

Foto: Aleksandra Jędryszka


DSC_2825
DSC_2826 DSC_2827 DSC_2829 DSC_2831 DSC_2832 DSC_2834 DSC_2835
DSC_2839

DSC_2844
DSC_2849
DSC_2857
DSC_2860 DSC_2861 DSC_2863 DSC_2866 DSC_2873 DSC_2882 DSC_2883 DSC_2893 DSC_2895 DSC_2899 DSC_2900 DSC_2906 DSC_2909 DSC_2912 DSC_2916 DSC_2921