Elbrus i Rosja – druga część relacji braci Bednarczyk z wyprawy w góry Kaukazu

O tym jak przebiegła pierwsza część wyprawy mogli Państwo przeczytać w poprzednich wydaniach tygodnika. Górski projekt braci: Jakuba i Bartłomieja obejmował pobyt w dwóch krajach. Jednym z opisanych już państw była Gruzja i wejście na górę Kazbek – inaczej Mkinwarcweri. Był to pierwszy cel całej podróży, ale nie jedyny. Wyprawa polegała na wejściu na dwa pięciotysięczniki w górach Kaukazu. Drugim ważnym wyzwaniem było zdobycie najwyższego szczytu całego pasma i jednocześnie całej Rosji. Droga do kolejnego kraju, była pełna niespodzianek, kaprysów pogody i zaskakujących sytuacji. O wejściu na szczyt mierzący 5642 m n.p.m. bracia opowiadają w kolejnej części swojej relacji.

Ostatnie dni w Gruzji

Środa, 9 sierpnia to dzień po wejściu na górę Kazbek, trzeci co do wysokości szczyt całej Gruzji. Poranek był podobny, do większości dni wyprawy. Pakowanie plecaków, zwijanie namiotu, śniadanie i dalsza droga. Przy pogodnym niebie rozpoczęliśmy zejście w dół do miasteczka Stepancminda (Kazbegi). Z okolic budynku byłej meteo stacji (3650 m n.p.m.) ruszyliśmy po godzinie 9, a w centrum miasta, gdzie postawiliśmy pierwsze kroki podczas wyprawy, zjawiliśmy się tuż przed 15. Kolejny nasz dzień podczas pobytu w Gruzji, był przeznaczony na poznanie tutejszej, dodajmy bardzo smacznej kuchni, przygotowaniu całego sprzętu i jedzenia na następną cześć wyprawy. W nocy z czwartku na piątek spaliśmy w prywatnej kwaterze, był to pierwszy nocleg poza namiotem podczas trwania wyprawy. Naszym zadaniem było także, zorganizowanie przejazdu do Azau, miejsca, gdzie rozpoczyna się trasa w stronę najwyższego szczytu pasma Kaukazu. To mała osada tuż za miasteczkiem Terskol, znajdującego się w rejonie Kabardo-Bałkaria w Rosji.

W kierunku największego kraju

Porankiem 11 sierpnia, gruzińską drogą wojenną wyruszyliśmy wynajętym busem w kierunku przejścia granicznego z Rosją. Przed przekroczeniem granicy, należy wypełnić małe karteczki w części A i B, wpisując swoje dane osobiste, numer vouchera turystycznego oraz cel podróży. Wjazd do Rosji możliwy jest tylko z wydaną wcześniej wizą, paszportem i wykupionym ubezpieczeniem na czas pobytu. Należy również pamiętać o przestawieniu zegarka godzinę do tyłu w stosunku do czasu Gruzińskiego. Dwugodzinny korek, chwila oczekiwania na paszporty i ruszyliśmy w dalszą drogę. Pierwszym miejscem postoju był Władykaukaz, gdzie zrobiliśmy małe zakupy i nabyliśmy ruble rosyjskie. Droga do Azau, była opóźniana dwukrotnie przez patrole milicji oraz jeden punkt kontrolny na styku republik. Porą popołudniową, po przejechaniu 280 kilometrów od Kazbegi dotarliśmy do Azau, miejsca gdzie rozpoczyna się droga w kierunku szczytu Elbrus. Od razu zdecydowaliśmy się na wyjście, jednak po chwili zawróciła nas spora burza, która trwała dość długo. Ciągłe opady deszczu i wyładowania atmosferyczne spowodowały, że zmuszeni zostaliśmy zostać na nocleg w miasteczku.

Oczekiwane wyjście

Udając się drogą normalną na najwyższy szczyt Kaukazu, można skorzystać z ułatwienia jakim jest wjazd wyciągiem kolejki do wysokości ok. 3800 m n.p.m. Oczywiście my za każdym razem rezygnujemy z rzeczy, które mają czynić wejściem łatwiejszym. O godzinie 5 rano wyruszyliśmy pieszo drogą, która przebiega bezpośrednio pod wyciągiem. Ten etap jest bardzo łatwy i nie sposób tutaj zabłądzić, gdyż przez cały czas poruszaliśmy się szeroką ścieżką. Pierwszym bardzo znanym miejscem do którego dotarliśmy tego dnia jest obozowisko obok tzw. „beczek”. Można tutaj skorzystać z miejsc noclegowych, zjeść posiłek oraz nawet zakupić wodę w bańkach 5 litrowych, co zwalnia z topienia śniegu lub wnoszenia zapasów od samego dołu, jeśli ktoś oczywiście zdecyduje się pozostać na nocleg w tym miejscu.

Pogoda na tym etapie dopisywała, więc po krótkiej przerwie wyruszyliśmy dalej. Warto napisać, że z tego punktu można dalej wyjechać do pewnej wysokości skuterem śnieżnym. Takie propozycje składają Rosjanie, jednak według nas jest to już zaprzeczenie chodzenia po górach i czysta komercja. W tym miejscu rozpoczyna się granica wiecznego śniegu i dalej poruszaliśmy się już tylko po rozległych, białych polach śnieżnych. Celem tego dnia było rozstawienie namiotu na wysokości 4100 m n.p.m. w okolicach ruin dawnego schroniska Pirut11. Po osiągnięciu tej wysokości załamała się pogoda. Silny wiatr oraz intensywne opady śniegu trwały do wieczora. Spędziliśmy tutaj pierwszą noc w namiocie w drodze na Elbrus.

Nie oszukasz wysokości

Niedziela to dzień poświęcony na wyjście aklimatyzacyjne, rozpoznanie odcinka drogi, który pokonaliśmy w nocy, dnia kolejnego oraz przygotowanie się do wyjścia na szczyt. Trasa w górę po śniegu, to także łatwy etap całego podchodzenia. Jedynie dość strome ukształtowanie terenu sprawia, że spora cześć „turystów” postanawia wjechać wyżej skuterami czy ratrakami. Klienci takich usług, przyśpieszają proces aklimatyzacji, który jednak wymaga czasu i powolnego zdobywania kolejnych metrów góry. Objawia się to tym, że potem takie osoby mają spore problemy i nie wchodzą na pozornie łatwy szczyt, jakim jest Elbrus. Brak problemów technicznych sprawia, że spora grupa ludzi traktuje tę górę zbyt lekceważąco i następstwem są problemy wynikające z dużej wysokości lub załamania pogody, co na rozległych polach śnieżnych staje się poważnym zagrożeniem. Godziny popołudniowe i wieczorne tego dnia poświęciliśmy na sen, powodem takiego wczesnego snu była godzina pobudki o 23. W tym miejscu chcielibyśmy pozdrowić osoby z Klubu Wysokogórskiego z Lublina, spotkane w miejscu naszego biwaku, to prawda, że świat jest jednak mały.

Poniedziałek to jednak piękny dzień

Mit feralnego poniedziałku, który upodobał się sporej liczbie ludzkości na szczęście nie objął najważniejszego momentu pobytu w Rosji. Nasz atak szczytowy rozpoczęliśmy kilka minut po północy 14 sierpnia. Wyjście zaczęliśmy z wysokości 4120 m n.p.m. Od szczytu dzieło nas dokładnie 1522 metrów przewyższenia. Początkowo wszelkie prognozy pogody potwierdzały się w czystym i pełnym gwiazd niebie. Na drodze ku skałom Pastuchowa, wymijały nas oświetlone ratraki wywożące leniwych turystów do góry. Po pewnym czasie marszu i tak wyprzedziliśmy wszystkie grupy mające przewagę czasu wynikającą z podwózki. W nocy coraz bardziej dało się odczuć zimno, spowodowane to było coraz mocniejszym wiatrem, który wpływa znacząco na temperaturę odczuwalną. Spadły również pierwsze płatki śniegu i pogorszyła się widoczność. Byliśmy wtedy na wysokości ok. 5000 metrów, gdzie rozpoczyna się trawers zachodniego, niższego wierzchołka Elbrusa. Cała dalsza droga, aż do szczytu pozbawiona była jakichkolwiek widoków. Warunki nie były idealne, ale z powodzeniem umożliwiały dotarcie na sam szczyt. Zmarznięci i oszronieni weszliśmy na najwyższy punkt Rosji o wysokości 5642 m n.p.m. Pomimo braku większych trudności radość z postawienia stopy na najwyższym szczycie całego Kaukazu była duża. Była dokładnie godzina 7:33 czasu lokalnego. Z powodu zimna szybko rozpoczęliśmy zejście w dół, podczas którego, dopiero w końcowym etapie odsłoniły nam się rozległe widoki. Powrót do namiotu przebiegł bardzo sprawie i o 11:02 byliśmy już bezpieczni w naszym małym schronieniu.

Powrót nie taki oczywisty

Po zejściu do namiotu i wygrzaniu się na słońcu, które choć na trochę wyjrzało za chmur zjedliśmy obiad w postaci liofilizatów w naszym ulubionym smaku, ziemniaczanym piure. Chwilę później nadciągnęły burze i nasze zejście do Azau przesunęło się do godzin popołudniowych. Postanowiliśmy przeczekać opady i jeszcze tego samego dnia udać się na sam dół do miasteczka.

Po spakowaniu wszystkich rzeczy ruszyliśmy w dół tą samą trasą, którą przyszliśmy do miejsca biwaku. Ostatnie godziny zejścia odbywały się już po ciemku w świetle czołówek i padającym co chwilę deszczu. W Azau zostaliśmy na noc w miejscowym hotelu i dnia kolejnego zaplanowaliśmy powrót do Gruzji. Nie odbyło się bez niespodzianek. Kierowca z którym wyruszyliśmy z Rosji nie posiadał odpowiedniej wizy, aby przekroczyć granicę z Gruzją i dowieść nas bezpośrednio do miasteczka Kazbegi. Miał to uczyć jeden z jego znajomych, jednak okazało się, że kolejka do przejścia granicznego wymaga 8 godzin oczekiwania. Z tego powodu żaden kierowca nie podjął się umawianej usługi. Wysiedliśmy więc pięć kilometrów od granicy państw i podeszliśmy ten odcinek pieszo. Oczywiście przejście piesze w tym miejscu jest niedozwolone i należało znaleźć kogoś, kto nas zabierze do swojego samochodu i przewiezie dalej. Nie było to takie proste, jednak w pewnym momencie grupa Rosjan zaprosiła nas do swoich aut i dowiozła do miasteczka w Gruzji w którym mieliśmy zarezerwowany wstępnie nocleg. Jak widać na swojej drodze może spotkać wielu ludzi, którzy chętnie nam pomogą.

Zrobiliśmy to, idziemy dalej!

Projekt „Kaukaskie Kolosy” został zrealizowany. Wejście na dwa pięciotysięczniki w górach Kaukazu to nie tylko świetna przygoda, ale także sprawdzian dla naszych organizmów. Świetnie czujemy się na tych wysokościach, co wróży dobrze przed kolejnymi wyprawami, a te na pewno będą organizowane z coraz większym zaangażowaniem. Kazbek i Elbrus na długo zostanie w naszej pamięci. Dość sprawny przebieg wyprawy pozwolił nam zaoszczędzić trochę czasu, który wykorzystaliśmy na wyjazd do Armenii i choć na chwilę zobaczyliśmy ten kraj. Jednego dnia udaliśmy się na południowy wierzchołek Aragacu – najwyższego masywu. O tym opowiemy już w kolejnej, krótkiej części relacji.

Galerie z całego wyjazdu znajdują się na naszym profilu na portalu facebook: https://www.facebook.com/MateMountainsBednarczykTeam

Zapraszamy.

Jakub i Bartłomiej Bednarczyk, Mate Mountains