II LO – wyprawa, która motywuje… (cz.4)
12. czerwca jedenastu uczniów i dwóch opiekunów z II Liceum Ogólnokształcącego im. P. Firleja w Lubartowie rozpoczęło kolejną fascynującą przygodę. SKKT „Azymut” działający przy II LO zorganizował wyjazd „Armenia 2015 – z sercem i w traperach. Wyprawa, która motywuje”.
Prezentujemy Państwu czwartą część bezpośredniej relacji z wyjazdu.
,,Wings of Tatev”
Nasz plan na czwartek był mocno napięty, dlatego zaraz po śniadaniu o godzinie 7 wyjechaliśmy w trasę. Podróżowaliśmy na drugi koniec Armenii do miasta Goris, gdzie mieliśmy zaplanowany nocleg, po drodze natomiast ważne miejsca do zobaczenia.
Monastyr Chor Virap jest ulokowany przy granicy z Turcją, a z punktu widokowego widać górę Ararat i granicę armeńsko-turecką. Innym powodem, dla którego warto odwiedzić to miejsce jest cela, gdzie przez 12 lat przetrzymywany był Grzegorz Oświeciciel. Znajduje sie ona kilka metrów pod ziemia, nie ma tam okien, a zimne mury wzmacniają klaustrofobiczne odczucia. Krajobraz okolicy pełen sadów, gór i wtopionego w nie pięknego monastyru jest idealnym miejscem do robienia zdjęć, co oczywiście wykorzystaliśmy.
Kolejnym ważnym miejscem, gdzie się udaliśmy był monastyr Norawang, który pochodzi z XIII w. i w przeszłości był ważnym centrum rozwoju kultury Armenii. Zbudowany został z kamienia o kolorze podobnym do skał naokoło niego, dzięki czemu wtapiał się w otoczenie i był niewidoczny dla wojsk nieprzyjaciela, a obronę dodatkowo ułatwiało usytuowanie w górzystym i trudno dostępnym terenie. Niezwykłe w tej świątyni było też to, że miał on dwa poziomy połączone schodami, które symbolizowały trud wznoszenia się ku Bogu.
W końcu dotarliśmy do miejscowości Tatev. Kolejka górska, Wings od Tatev” jest najdłuższa na świecie i została wpisana do Księgi Rekordów Guinessa. Pomimo niemałej ceny z ogromną ochotą weszliśmy do wagonu, który dowiózł nas do trzynastowiecznego monastyru. Jazda kolejka była niezapomnianym przeżyciem, a widoki zapierały dech w piersiach. Dodatkowe atrakcje mieliśmy podczas powrotu, bo nagle zaczęło mocno wiać. Po drodze wagonik kilka razy się zatrzymywał i wychylał na boki.
Teraz została nam już tylko jazda do Goris. Trwało to kilka godzin, ale droga minęła nam szybko, bo widoki były niesamowite. Górzysty teren, w który wjechaliśmy obfitował w tereny pełne kwitnących maków na tle ośnieżonych szczytów. Ciekawa „przeszkoda ” chwilowo spowolniła naszą jazdę, bo kilkakrotnie na drogę wychodziły stada baranów prowadzone przez pasterzy i nikogo to nie szokowało oprócz nas. W końcu dotarliśmy do celu, a dokładnie Hotelu Mira, gdzie miło przywitała nas pani Elmira i pan Ara. Po zakwaterowaniu wyszliśmy na miasto, ale zdziwiło nas to, że pomimo dość wczesnej pory mijaliśmy bardzo mało ludzi. W końcu udało nam się znaleźć restaurację, w której miło spędziliśmy czas. Po powrocie odwiedziliśmy właścicieli hotelu, żeby poczęstować ich polską kiełbasą. Oni w ramach rewanżu na stół wystawili regionalny ser i warzywa. Mieszając angielski, rosyjski i polski rozmawialiśmy na różne tematy do późnej nocy.
cdn.