Trening – cena sukcesu i wielkiej radości

W połowie czerwca drużyna ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Lubartowie zdobyła III miejsce na Mistrzostwach Polski w sztafecie szwedzkiej. W składzie drużyny znaleźli się: Paweł Chwalisz, Mateusz Mucha, Jakub Niedziela, Jakub Ksiądz i Krystian Szymona. Reprezentując województwo lubelskie w Finale Ogólnopolskim Biegów Rozstawnych w Łodzi, lekkoatleci przebiegli dystans 1000 m w łącznym czasie 2 minuty 24 sekundy. Sztafeta szwedzka jest konkurencją lekkoatletyczną, polegająca na przebiegnięciu przez czterech zawodników kolejno dystansów 100+200+300+400 metrów. Jaką pracę trzeba wykonać, aby osiągnąć taki sukces, rozmawiamy z trenerem drużyny – Jerzym Walczakiem.

Jerzy Walczak

Jak przebiegały przygotowania do zawodów?

Największym trudem dla chłopców jest fakt, że już od samego początku roku trzeba pracować na wynik zawodów odbywających się maju, czy czerwcu. Od stycznia do marca, w okresie przygotowawczym, należy wykonać największą pracę. Rozwój motoryczny należy wesprzeć procesem treningowym. Jeżeli tam uda się przekonać zawodników, aby popracowali systematycznie, sumiennie i rzetelnie, to na podwalinie wytrzymałości biegowej, siłowej i sprawności ogólnej naprawdę można dużo zrobić w kolejnych etapach treningowych. W tym roku mieliśmy łatwiej, bo w październiku chłopcy wywalczyli I miejsce w sztafetach przełajowych i już wtedy wiedzieli, że w kwietniu będą startować w Mistrzostwach Polski w Sztafetowych Biegach Przełajowych (V miejsce w Polsce). To był dla nich dodatkowy bodziec do lepszej pracy. Wobec tego okres przygotowawczy przepracowany był na dobrym poziomie. Rdzeń grupy pracował bardzo mocno. Stąd łatwiej było przygotować elementy techniczne do czwórboju i do sztafet rozgrywanych na bieżniach. Trzeba było przetransformować podstawy siły i wytrzymałości w szybkość dystansową i szybkość bezwzględną oraz szkolić wszystkie niezbędne techniki: przekazywanie pałeczki, skoków i rzutów. Uważam, że największy sukces chłopcy odnieśli jednak w sferze psychologicznej, kiedy na początku sezonu postawiliśmy sobie wysokie cele, wszyscy zrozumieli, że bez solidnej pracy sukcesów nie osiągniemy.

Czy coś można jeszcze poprawić w tego typu treningach?

To jest złożony problem. Sukcesem byłoby, gdyby udało się przygotować drużynę do zawodów w procesie trzyletniego szkolenia. W takim układzie organizacyjnym, w jakim funkcjonuje sport w naszych szkołach, obecnie jest to niemożliwe. Lekka atletyka jest trudnym i specyficznym sportem. Pod względem atrakcyjności nie może rywalizować z grami zespołowymi, a na pewno nie z piłką nożną. Treningi muszą odbywać się popołudniami. Dzieci mają dużo innych zajęć: korepetycje, koła zainteresowań, tańce, śpiew. Trudno je zebrać i w komplecie zaprosić do treningu. A tu musi być długofalowa, systematyczna i głęboko przemyślana praca, bo ingerująca w motoryczność żywego organizmu. Dlatego w procesie treningowym należy być ostrożnym, by nie zrobić dziecku krzywdy, a jednocześnie przygotować je do zawodów tak, by czerpało z nich maksymalną radość. W trudnej dyscyplinie, jak lekkoatletyka, trening jest trudny, nudny i żmudny. Taki musi być. Szczególnie drugi i trzeci przymiotnik jest istotny. One mogą przerażać, ale ilość powtórzeń musi być nieskończenie wielka, więc w konsekwencji nudna, aby dany akt ruchowy był perfekcyjny. W jakimkolwiek rzucie, skoku czy biegu nie ma miejsca na błąd, nie ma czasu na poprawę. W grach zespołowych można naprawić błąd własny lub partnera. W lekkiej atletyce błąd skutkuje słabszym wynikiem. Trudno jest dzieci zmobilizować, by realizowały taki trening, dlatego należy poszukiwać nowych rozwiązań organizacyjnych.

Chciałbym mieć możliwość prowadzenia grupy przez trzy lata, aby krok po kroku kształtować zawodnika w sferze mentalnej, technicznej i motorycznej. Obecna grupa jest rotacyjna. W roku szkolnym 2014/2015 trenowało 14 chłopców w wieku 12-13 lat. Jedni przychodzą, drudzy odchodzą. Nie ma pracy ciągłej. Fajnie byłoby, gdyby w mieście pomyślano o stworzeniu klas sportowych. Zajęcia odbywałyby się wtedy nie po lekcjach, tylko w trakcie. Można stworzyć system, który niewiele by kosztował, wykorzystując choćby w części środki, które dotują uczniowskie kluby sportowe. Nie chcę się tu wdawać w szczegóły, jednak może warto zainteresować tematem środowisko pracujące na rzecz sportu szkolnego.

Ze względu na zbieżność terminów musieliście wybierać między Mistrzostwami Polski w czwórboju i Mistrzostwami Polski w sztafecie szwedzkiej. Czy często zdarza się tak, że terminy zawodów pokrywają się?

Szkolny Związek Sportowy organizuje zawody sportowe w ponad 30 konkurencjach w ciągu roku. Zdarzały się w przeszłości sytuacje kolizyjne. Dla samego Związku to duże wyzwanie stworzyć kalendarz imprez, by wszystkich zadowolić. Początkowo terminy finałów krajowych w czwórboju i w sztafetach pokrywały się. Po interwencjach udało się zmienić o jeden dzień terminy zawodów. Jednak duże dla nas odległości między miastami – organizatorami spowodowały, że zdecydowaliśmy się na udział w jednych zawodach, czyli Mistrzostwach Polski w sztafecie szwedzkiej. Jak się okazało, wybraliśmy trafnie. Zdobyliśmy medal. Jest to chyba pierwszy medal Mistrzostw Polski dla szkoły. Co prawda były już medale w tenisie stołowym wywalczane przez braci Chmielów, ale oni trenowali w Lewarcie, a ten sukces wywalczony jest przez treningi w oparciu o bazę techniczną i myśl trenerską naszej szkoły, wspierane rozwiązaniami organizacyjnymi Lubartowskiego Uczniowskiego Klubu Sportowego. Brązowy medal w sztafecie szwedzkiej to wielki sukces, a do „srebra czy złota” zabrakło ułamków sekund. Czujemy trochę niedosyt, ponieważ biegliśmy w drugiej serii i nie rywalizowaliśmy bezpośrednio z Barlinkiem i Augustowem, medalistami, którzy startowali w pierwszej serii. Liczył się tylko czas.

Rozmawiał Piotr Opolski

Mistrzowie1
Zwycięska drużyna (w niebieskich koszulkach) ze swoim trenerem.