„Serce mi pęka jak widzę te biedne matki z dziećmi, które straciły wszystko”- ROZMOWA
Małgorzata Szymańska jest lubartowianką, która obecnie mieszka w Niemczech. Wraz z mężem Filipem Urbanem nie ustaje w udzielaniu pomocy na rzecz Ukrainy. Dzięki nim do lubartowskiego punktu darów transportem z Niemiec dotarło już około 90 ton produktów. – Naprawdę pęka mi serce jak widzę te biedne matki z dziećmi, które straciły wszystko. Taka sytuacja może zdarzyć się nam wszystkim, co jeszcze niedawno byłoby niewiarygodne – mówi Małgorzata Szymańska.
Dlaczego Pani włączyła się w pomoc?
To był spontaniczny pomysł. Od razu na początku wojny zaczęliśmy działać. Mamy dużą firmę przewozową więc mamy duże możliwości transportu ludzi z granicy. Chcemy żeby poczuli się bezpiecznie. Nie chcieliśmy żeby autobus jechał pusty wiec poprosiliśmy znajomych i przyjaciół o dary. Informację o zbiórce wrzuciliśmy na Facebooka. Odzew był ogromny. Przez weekend od rana do nocy przyjeżdżali ludzie z naszego miasta Bottrop i okolicy z darami. Stali godziny w kolejce aby oddać. Pakowaliśmy wszystko najpierw do autobusów. To niesamowite ile ludzi chciało pomóc. Nadal piszą do nas i dzwonią czy jest coś jeszcze potrzebne. Naprawdę się opłacało. Trzy wielkie hale były wypełnione były po brzegi. Jedną musieliśmy wynająć. Naprawdę pęka mi serce jak widzę te biedne matki z dziećmi, które wszystko straciły. Taka sytuacja może zdarzyć się nam wszystkim, co jeszcze niedawno byłoby niewiarygodne.
Ile w sumie ton darów dla Ukrainy trafiło dzięki Pani działaniom do lubartowskiego punktu zbiórki darów?
Jako pierwszy był piętrowy autobus wypełniony po brzegi różnymi produktami. W powrotnej drodze zabrał on uchodźców. Potem wysłaliśmy dwie ciężarówki, w które zmieściło się aż 40 ton rozmaitych produktów. A w ubiegłym tygodniu dotarły jeszcze dary dla dwóch szpitali w Ukrainie. Konsultowaliśmy wszystko z panem Krzysztofem Wiąckiem z PCK Lubartów. Mamy do niego pełne zaufanie, dlatego współpraca układa nam się bardzo dobrze. Jesteśmy pewni, że dary dotrą tam, gdzie naprawdę są potrzebne. W naszej hali czeka jeszcze około 40 ton darów, które wyślemy niedługo. Uzbieraliśmy też dość dożo pieniędzy. Mamy zamiar kupić za nie rzeczy dla szpitali. Dostaliśmy listę, co jest najbardziej potrzebne.
Jakie to są produkty?
To absolutnie wszystko, co może przydać się komuś kto nie ma nic. Pampersy, ubrania. żywność, napoje, artykuły do higieny osobistej, mleko w proszku, jedzenie dla dzieci w słoiczkach, zabawki, koce, materiały opatrunkowe.
Widać, że jest Pani związana z naszym miastem. Często tu Pani powraca?
Tak. Przyjeżdżamy do Lubartowa średnio dwa razy do roku do dziadków. Jesteśmy bardzo z nimi związani. Przez pandemię nie byliśmy już 2 lata. Planujemy przyjechać w następnym roku.
Jak wygląda organizowanie pomocy dla Ukrainy tam w Niemczech?
Na początku wydawało się nam, że jesteśmy pierwsi. Teraz jednak jest coraz więcej organizacji, które organizują pomoc. Najwięcej problemów było z organizowaniem mieszkań dla ludzi, których przywieźliśmy.
Rozmawiała Katarzyna Wójcik