BeU i jego nowa płyta – ”Teraz wszyscy potrzebują pocieszenia i nadziei”

Lubartowski zespół BeU, znany na polskiej scenie chrześcijańskiej kończy pracę nad swoją drugą płytą. Krążek promuje piosenka „Pan jest moim pasterzem”. Teledysk do niej od 23 marca można usłyszeć na youtubie.

– Premiera teledysku była zaplanowana na późniejszy czas, ale zdecydowaliśmy się, aby ją przyśpieszyć – dokończyć montaż i opublikować materiał teraz, w ten trudny czas epidemii, kiedy wszyscy potrzebują pocieszenia, nadziei – mówi w wywiadzie z „Lubartowiakiem” Urszula Bednarczyk – wokalistka zespołu.

 

Jak i kiedy narodził się zespół BeU?

Jako datę powstania zespołu podajemy 2013 r. W 2011 rozpoczęłam pierwsze próby rejestracji pomysłów muzycznych metodą homerecordingu, a perkusista Przemysław Pawlas namówił mnie do sfinalizowania pomysłów i skrojenia repertuaru, który moglibyśmy grać jako duet bądź większy skład. Po dwóch latach pracy były gotowe pierwsze utwory, rozpoczęliśmy próby i zagraliśmy pierwsze koncerty. Przełomem była współpraca z zespołem seminaryjnym Good God, na którego płycie „Droga ocalenia” trzy nasze utwory zostały umieszczone jako bonus. Jeden z nich, „Droga” zyskał dużą popularność w chrześcijańskich stacjach radiowych, a na „Liście z Mocą” Radia RDN długo zajmował czołowe miejsca. Zaczęto nas zapraszać na festiwale i tym sposobem staliśmy się częścią polskiej sceny chrześcijańskiej.

BeU – czyli? Jak tłumaczyć nazwę Waszego zespołu?

Często słyszymy to pytanie… To może banał, ale to po prostu inicjały. Nazwę czytamy po polsku, ale w wersji angielskiej – a niektórzy mają odruch, aby tak ją czytać – znaczy: bądź sobą. W naszym rozumieniu to: bądź sobą z Bogiem, odczytaj i realizuj swoje powołanie.

Co to znaczy według Ciebie muzyka chrześcijańska?

Ten termin to pewne uproszczenie, którym nazywa się szereg zjawisk artystycznych o treściach chrześcijańskich spoza nurtu liturgicznego. W tej chwili jest coraz więcej artystów profesjonalnych, którzy przeżywając swoje nawrócenie, chcą opowiadać o Bogu w swojej twórczości, ale z drugiej strony od wielu lat istnieje także i w Polsce szereg wykonawców, którzy przyjęli od początku swojej działalności religijną perspektywę. Warto wspomnieć tu chociażby lubelski chór Gospel Rain. Przełomem jednak na tej scenie były nawrócenia czołowych muzyków polskiej sceny rockowej w latach ’90 – np. Litzy z Acid Drinkers, Maleo z Houka, Tomka Budzyńskiego z Armii – opisane w poruszającej książce „Radykalni” Marcina Jakimowicza. Najważniejsze postaci polskiego rocka i Bóg – to był szok! Ich doświadczenia wiele zmieniły i utorowały drogę dla innych twórców, powoli zaczęła się tworzyć scena – konkursy, festiwale, koncerty. Ciągle jest problem z upowszechnianiem, promocją – twórcy trochę są pozostawieni sami sobie – ale mam nadzieję, że z czasem będzie łatwiej.

Czy tworzenie takiej muzyki postrzegasz w pewnym sensie jako misję?

Oczywiście, dla mnie to może nie tyle misja, co powołanie. Ważniejsze dla mnie jest tworzenie, niż dążenie do popularności, efektów. Pan Bóg tak ułożył moje życie, że się tym zajmuję, ale mnie samą ciągle to zaskakuje. Czasami w Chórze Bazyliki św. Anny, w którym śpiewam, żartujemy sobie, że jesteśmy chórem grzeszników, na samym tyle kościoła. Ale śp. Bogdan Bednarz zawsze mówił: „A może ktoś, kto słucha, nawróci się ?”, bez względu na nasze motywacje. W zespole mamy podobnie. Czasami przychodzi mi do głowy postać Szymona z Cyreny, który nie bardzo wyrywał się, aby nieść krzyż z Panem Jezusem, ale tak wyszło. Pan Bóg dociera do nas drogami, których wcale nie wyznaczaliśmy na swoich mapach.

Między innymi pod patronatem „Lubartowiaka” w 2016 roku wyszła Wasza pierwsza płyta. Jak z perspektywy czasu oceniasz jej odbiór?

To było bardzo trudne, z wielu względów kosztowne doświadczenie, ale dzięki niemu możemy dalej rozwijać się. Płyta cieszyła się dużym zainteresowaniem dziennikarzy, ale z wielu powodów trudno nam zdobyć się na dużą aktywność koncertową. Właściwie na każdym kroku mieliśmy bardzo „pod górkę”, często traciliśmy wiarę. Niemal przypłaciłam zdrowiem ten wysiłek, lecz każdy wywiad, spotkanie w radio czy telewizji stopniowo umacniało nas w tym, że stworzyliśmy wartościową rzecz, którą wiele osób szanuje. Mieliśmy w sumie 15 patronatów medialnych, stacji radiowych i portali, wszędzie ukazały się teksty i materiały o nas, również w „Lubartowiaku”, za co serdecznie dziękujemy. Później pojawiły się także zaproszenia do innych mediów, np. do „Trójki” i „Czwórki” Polskiego Radia, które poświęciły nam swoje programy. To było ogromne przeżycie – spełnienie marzeń każdego muzyka!

Ciągle jednak trudno nas zakwalifikować: nie jesteśmy zespołem liturgicznym, pielgrzymkowym, uwielbieniowym, poezji śpiewanej, rapu chrześcijańskiego. Organizatorzy mają opory przed zaproszeniem nas na festyn parafialny – słyszymy wtedy, że nasza muzyka jest „za ambitna”. Ale za to świetnie sprawdza się na festiwalach.

Kolejna płyta tuż, tuż… Możesz powiedzieć o niej coś więcej? Na jakim etapie są prace?

W trudnych warunkach narodowej kwarantanny finalizujemy miksy utworów – na szczęście nasz realizator i tak pracuje w domu, więc jest to możliwe. Okładkę projektuje w Rzeszowie moja przyjaciółka Jaoanna Czyszczoń, którą gościnnie będzie można usłyszeć na płycie w utworze „Brama owiec” w pięknej partii zagranej na flecie poprzecznym. Nasz menadżer Szymon Chalimoniuk i zarazem autor teledysku przygotowuje promocję. Szczęśliwie zdjęcia do teledysku zarejestrowaliśmy wcześniej i teraz można go było sfinalizować. Mamy też pół drugiego teledysku, w obecnej sytuacji mam pewien pomysł na dokończenie go bez wychodzenia z domu. Pracuję właśnie nad animacją poklatkową do kolejnego singla – „Wybacz mi” – o siedmiu grzechach głównych.

Jako singiel krążek promuje piosenka „Pan jest moim pasterzem”. Jak 22 marca obejrzałam premierę teledysku pomyślałam, że utwór może być dla wielu otuchą wobec tego, co obecnie dzieje się w Polsce i na świecie. Jak Ty to postrzegasz? Skąd pomysł na taką interpretację Psalmu 23?

Premiera teledysku była zaplanowana na późniejszy czas, ale zdecydowaliśmy się, aby ją przyśpieszyć – dokończyć montaż i opublikować materiał teraz, w ten trudny czas epidemii, kiedy wszyscy potrzebują pocieszenia, nadziei.

Historia tej piosenki jest podróżnicza. Utwór powstał w Słowenii, podczas wyprawy rowerowej. Alpejska przyroda, góry, jeziora, wodospady, miasteczka, winnice… Podczas postoju po długim podjeździe, leżąc pod drzewem nad górskim jeziorem w Trygławskim Parku Narodowym, usłyszałam w głowie motyw refrenu.Stamtąd też pochodzi motyw wojny – podczas wyprawy ciągle spotykałam miejsca upamiętniające rozsławioną przez Ernesta Hemingwaya w „Pożegnaniu z bronią” bitwę pod Caporetto (Kobarid). Pod Caporetto użyto broni chemicznej, a w miejscowym muzeum widziałam przerażające zdjęcia z frontu. Ta historia tak bardzo nie pasuje do tamtejszej przyrody! Po stu latach niewielu pamięta, o co chodziło w tej wojnie. Turystom trudno zrozumieć, po co zginęło lub zostało rannych ponad 1,7 mln ludzi w bitwach nad Soczą – przepiękną, przejrzystą, turkusową rzeką, wcinającą się między białe wapienne skały, którą podziwiałam w każdym dniu naszej słoweńskiej wyprawy. Cóż za kontrast – ja przyjechałam odpocząć i delektuję się przyrodą, z namiotu mam widok na Alpy, naprawdę nie brak mi niczego. A obok jest ciemna dolina, która spływała krwią. Dużo wtedy myślałam o tym, jak Bóg ocala nas od trudnych, bezsensownych doświadczeń, czułam się obdarowana czasem i doświadczeniem odpoczynku.

Historia teledysku z kolei to historia ponagleń. Nagraliśmy materiał we wrześniu po zakończeniu naszej akcji #niebrakminiczego , w której ogłosiliśmy wśród fanów „zrzutkę zdjęć”, prosząc o przesyłanie pejzaży z wakacyjnych podróży (wszystkim bardzo serdecznie dziękujemy). Później pracowaliśmy jeszcze w studio i w domu, więc nagrany film do teledysku czekał na ukończony dźwięk. Po pierwszych doniesieniach o zagrożeniu epidemią koronawirusa Szymon Chalimoniuk, realizator naszego teledysku, napisał nam, że chciałby go teraz szybko skończyć, czuje duchowe ponaglenie ku tej sprawie. Na szczęście miks tego utworu był gotowy, Szymon zasiadł do intensywnej pracy. Nie rozmawialiśmy o konkretnym dniu premiery, ale tydzień później Szymon Babuchowski, dziennikarz Gościa Niedzielnego  poprosił o rozpowszechnienie apelu o wsparcie  redakcji. Zajrzałam do elektronicznej wersji „Gościa”, a tam w liturgii na najbliższą niedzielę – Psalm 23… Pan jest moim pasterzem!  Napisałam w sobotę do Szymona, a on  podchwycił temat i w nocy ukończył teledysk. Tym sposobem mogliśmy opublikować go i śpiewać naszą wersję psalmu w Niedzielę Laetare, Niedzielę Radości. No i proszę mi powiedzieć, kto to wymyśla takie scenariusze?

Co Cię inspiruje jako muzyka?

Jestem analityczna, nie słucham zatem zbyt wielu wykonawców, ale za to bardzo dokładnie. Na nowej płycie będzie trochę subtelnych odwołań do muzyki lat ’90 – ale takiej, której w Polsce nigdy nie było: słodkich brzmień i rozbudowanych partii wokalnych boysbandów, genialnych pomysłów rytmicznych Michaela Jacksona. Oczywiście to tylko inspiracje, płyta wyjdzie pewnie zupełnie inna.

W tekstach niewyczerpanym źródłem inspiracji jest dla mnie Pismo Święte, głównie Ewangelia. To nie są proste słowa, jeśli postawić siebie w tej konwersacji jako odbiorcę, obsadzić siebie w roli Samarytanki, chorego nad Betezdą czy apostołów, którzy pytają Jezusa, który z nich jest pierwszy. Z pozoru wydaje się, że znamy i rozumiemy te sytuacje, ale wchodząc głębiej, widać zupełnie inne znaczenia i okoliczności. A poza tym – kogóż nie inspiruje życie!

W jakim składzie obecnie gracie? Czym na co dzień zajmują się członkowie zespołu?

Tak się złożyło, że w pracach nad płytą wzięło udział troje muzyków ze stałego składu i jeden gość – flecistka Joanna Czyszczoń. Ja i perkusista Przemysław Pawlas jesteśmy nauczycielami (ja – trochę nietypowym), natomiast gitarzysta Jarosław Maksim prowadzi w Lublinie własną firmę terapeutyczną. Podczas koncertów współpracują także chórzystki: Karolina Sierocińska, Anna Furtak – Filip, Marta Oniśk, Agnieszka Żywicka.