Gruzja wciąż fascynuje II LO – cz. I

 

1 lipca grupa czternastu uczniów z II Liceum Ogólnokształcącego im. P. Firleja w Lubartowie wraz z opiekunami rozpoczęła dwunastodniową wyprawę do Gruzji.

To był już trzeci wyjazd do Gruzji zorganizowany przez II LO. Po poprzednich fascynujących podróżach kolejni śmiałkowie wyruszyli, by przeżyć wspaniałą przygodę. Opiekunkami grupy oraz głównymi organizatorkami wyprawy były nauczycielki II LO: opiekunka Szkolnego Klubu Krajoznawczo – Turystycznego „Azymut” Katarzyna Płaszczewska oraz Elżbieta Mizio.

Przedstawiamy pierwszą część relacji uczestników z niezwykłej wyprawy.

1 lipca o 14:05 opuściliśmy Lubartów ze świetnymi humorami. W końcu zaczęła się długo wyczekiwana przez nas wyprawa do Gruzji. O 18:00 dotarliśmy do naszej pięknej stolicy pod sam Pałac Kultury. Tam przesiedliśmy się do autobusu miejskiego nr 175 (oczywiście kupiliśmy bilety) i z ciężarem walizek dojechaliśmy na lotnisko Chopina. Cała odprawa zajęła kilka godzin, w trakcie których mieliśmy parę niespodziewanych sytuacji. Mianowicie nasza koleżanka Maja zgubiła bilet lotniczy. Nie martwcie się, znalazła go. Nasz kolega Janek został zatrzymany na bramce pod zarzutem przemytu metalowych przedmiotów. Dzięki swoim zdolnościom konwersacji i urokowi osobistemu zdołał przejść dalej. Nie uwierzycie, sorka również próbowała przemycić wodę. Niestety, woda wylądowała w koszu. Oprócz zaistniałych wydarzeń, nasz samolot opóźnił się około 30 minut.

2 lipca o godzinie 4:00 tutejszego czasu wylądowaliśmy w Tbilisi. Poznaliśmy naszą przewodniczkę Ingę oraz kierowcę Gucia, którego autobus zapewnił nam nie lada wyzwanie, jednak podekscytowani warunkami lokalnego życia ruszyliśmy w stronę Udabno. Po drodze odwiedziliśmy pomnik Lecha Kaczyńskiego i oglądaliśmy architekturę stolicy Gruzji. Podczas postoju dziewczyny zapoznały się z miejscowymi sprzedawcami i otrzymały od nich prezent w postaci owoców. Około godziny 9:00 dojechaliśmy do naszego hostelu. Atmosfera istnie gruzińska. Magiczny klimat ośrodka prowadzonego przez Polaków oraz cudowne widoki. Po zakwaterowaniu i chwili odpoczynku wyruszyliśmy do David Garedża – klasztoru mnichów prawosławnych wykutego w skale, który został założony w VI wieku. Po górskiej przechadzce przy granicy z Azerbejdżanem, podczas której napotkaliśmy wiele jaszczurek i kilka węży, wróciliśmy do ośrodka. Od godziny 15.00 mieliśmy czas na odpoczynek, podczas którego jednym z ciekawszych zajęć było bieganie po malowniczych polach i uganianie się za zwierzętami. Ten dzień wyprawy wydawał się bardzo długi oraz był ogromnie interesujący.

3 lipca wstaliśmy o 7.00 i poszliśmy na śniadanie. Po nim wyruszyliśmy w drogę do Kazbegi. Podróż była długa, ale nie tak odczuwalna, ponieważ po drodze zwiedziliśmy wiele miejsc. Pierwszy postój obył się w stolicy, Tbilisi. Tam mieliśmy czas na wymianę pieniędzy na lary i zakup gruzińskich kart do telefonów, które umożliwiły dostęp do Internetu. Następnie udaliśmy się na targ, aby kupić jedzenie potrzebne do przeżycia. Dom dziecka był naszym kolejnym celem. Podarowaliśmy dzieciom skromne upominki i próbowaliśmy z nimi porozmawiać, co było trudne z powodu bariery językowej. Później zatrzymaliśmy się, aby zwiedzić Monaster Dżwari z połowy IV wieku. Tam również mogliśmy podziwiać piękną panoramę. Później dojechaliśmy do fortecy Ananuri z przełomu XVI i XVII wieku. Poszliśmy na plażę znajdująca się za tym obiektem i zrobiliśmy piękne zdjęcia. Na gruzińskiej drodze wojennej zatrzymaliśmy się pod pomnikiem przyjaźni rosyjsko-gruzińskiej, a następnie weszliśmy na wycieki kalcytowe z domieszką żelaza, przypominające tureckie Pammulcale. Późnym wieczorem dojechaliśmy do nowej kwatery, gdzie powitała nas gorąco pani Nunu z mężem.

4 lipca o 7:50 wyruszyliśmy w kierunku gór Kazbegi trzema jeepami, a naszym celem był lodowiec Gergeti. Na miejscu spotkaliśmy się z przewodnikiem i pieszo zaczęliśmy wędrówkę w stronę lodowca. Oto autorska relacja Kasi Ozon, Jagody Kuźmy, Natalii Robak i Wiktora Wilkowicza z wyprawy na lodowiec:

Droga była bardzo długa i mecząca

jak pielgrzymka klęcząca.

Piękne były te widoki jak Oskar ciemnooki,

pogoda była beznadziejna,

a Jagoda na śliskich stokach chwiejna.

Rzeka rwąca niczym góra przed nami pnąca.

My idziemy z daleka, gdzie lodowiec na nas czeka.

Gdy na lodowiec weszliśmy, od razu o ciepłym kocu zamarzyliśmy,

ale tak nam się podobało, że zimno nam nie przeszkadzało.

Powrotna droga już bardziej wroga.

Deszcz ciągle pada, a grunt pod nogami nam się zapada.

Kasia w owcę się zmieniła i trzynaście razy wywaliła.

Nawet gruziński przewodnik wtedy zamiast szlaku wolał chodnik.

Natalia z kolanem zepsutym, kostkę skręciła na kamieniu wykutym.

Na szczęście wszystko się nam udało i każdy z nas wrócił cało.

Dziesięciogodzinna wędrówka nasze marzenia w rzeczywistość zamieniła.

Dziewczyny z Mateuszem jeepem wróciły i mokre ubrania wywiesiły.

Chłopaki pieszo szybko do nas spieszą.

Wszyscy wykończeni, do łazienki w kolejce pod prysznic ustawieni.

Po kolacji do łóżek się udaliśmy i z uśmiechem na twarzy zasypialiśmy.

5 lipca kolejny raz musieliśmy zmienić miejsce zamieszkania, tym razem z Kazbegi na Mshetę. Poranne pakowanie się przyniosło wiele problemów, dwie osoby zgubiły portfel, z czego jeden się znalazł. Około pięciu godzin zajęło nam dotarcie do kanionu Martvilli. Mieliśmy spływać przez niego pontonami, ale ku naszemu rozczarowaniu – obiekt był zamknięty. W zamian za to obok zobaczyliśmy mniejszy kanion Okatse, który zaskoczył nas pięknymi widokami. Sprawdziliśmy pogodę, która była kompletnie niesprzyjająca chodzeniu po górach. Pewien miły pan pomógł nam znaleźć zakwaterowanie w innym mieście, którym było Kutaisi. Kiedy dojechaliśmy, zadziwiły nas aż tak dobre warunki jak na niezaplanowany nocleg. Tym razem mieszkaliśmy w dwóch kwaterach, więc musieliśmy się rozdzielić.

6 lipca zwiedzaliśmy najpopularniejsze obiekty w Kutaisi. Mieliśmy przyjemność zobaczyć Gruziński Kościół Prawosławny Mocameta z XI wieku. Nie mogliśmy również przegapić Monastyru Gelati zbudowanego w XIII wieku oraz katedry Bagrati z XI wieku, które wpisane są na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wieczorem wybraliśmy się na spektakl do teatru, gdzie wystawiana była polska sztuka. Przedstawienie było zaskakujące i ciekawe. Ku naszemu zaskoczeniu, na scenie występowała znajoma naszego kolegi Wiktora. To zaskakujące, jaki ten świat jest mały. Po spektaklu zrobiliśmy sobie zdjęcie i porozmawialiśmy z sympatycznymi aktorami. Po wyjściu z teatru, pomimo wielkiej ulewy i nieprzyjemnej kąpieli, dotarliśmy na kolację, którą przygotowali dla nas chłopcy w bardzo charakterystyczny i zaskakujący sposób. Tak minął nam kolejny dzień w Gruzji.

cdn.

AO
1 a 1 b 2 3 a 3 b 3 4 a 4 b 4 c 4 d 4 5

dav

7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 20 21