Katarzyna Pakosińska: O marzeniach trzeba mówić głośno, bo się spełniają

Można o niej powiedzieć, że jest jedną z najbardziej popularnych osobowości telewizyjnych w Polsce. Miłośnicy kabaretu znają ją jako kobietę o zaraźliwym śmiechu. To nie tylko artystka kabaretowa, ale też dziennikarka, polonistka, aktorka, konferansjerka. Mowa o Katarzynie Pakosińskiej, która wystąpiła 25 maja podczas Dni Lubartowa z recitalem muzyczno-kabaretowym „Trzy dekady śmiechu”.

Rozmawiamy z Katarzyną Pakosińską o jej zainteresowaniach i wyzwaniach życiowych

Jest Pani bardziej artystką kabaretową, aktorką, pisarką czy dziennikarką. Która z tych ról jest najbardziej bliska Pani sercu? W jakiej roli czuje się Pani najlepiej?

Właśnie mija 30-lecie mojej pracy na scenie, 2 lata temu obchodziłam 50 urodziny. Kiedy sobie zrobiłam podsumowanie, jakie zawody uprawiałam w swoim życiu i czym się zajmowałam, to wyszło mi, że tych zawodów było 50. Poczynając od woźnej, a kończąc na zawodzie dziennikarskim, konferansjerskim. To, co jest mi najbliższe, to scena kabaretowa, scena teatralna. Jest to wspaniałe zajęcie. Najlepiej spotkać się na żywo z publicznością, w każdej formie. Mogę prowadzić koncert, śpiewać recitale – to działanie dla ludzi jest najważniejsze. Drugim zajęciem, które jest w moim sercu, jest pisanie dla dzieci. Szczycę się swoją trylogią dla dzieci „Maliny”. Została ona doceniona przez dzieci, przez czytelników, ale również przez krytyków. Myślę, że w późniejszym wieku będę chciała jeszcze pisać takie książki dla dzieci.

Proszę opowiedzieć o pobycie w Gruzji, o produkcji serialu dokumentalnego „Tańcząca z Gruzją…

Jest to przygoda, która była puentą poszukiwań mojej pierwszej miłości w Gruzji. Przez 20 lat interesowałam się Gruzją i dużo wiedziałam o tym państwie. Kiedyś siedzieliśmy przy stole z Gruzinami i rozmawialiśmy. Wtedy pomyśleliśmy, że zrobimy program do gruzińskiej telewizji. A ja jako Polka popatrzę na Gruzję własnymi oczami. Gruzini dowiedzą się wiele w ten sposób o swoim  kraju, jak są postrzegani przez Polaków. Uznałam, że chciałabym taką Gruzję pokazać Polakom, aby nie myśleli, że to kraj, gdzie tylko owce biegają po górach. Ważne było, aby poznali, że to kraj ze wspaniałą historią i kulturą. Nie miałam doświadczenia w produkcji, ale Gruzini stwierdzili, że najważniejszy jest pomysł. Usłyszałam: „Po prostu to rób”. Wróciłam do Polski i napisałam projekt, a potem z międzynarodową ekipą zaczęliśmy tworzyć ten program. Był 2008 rok, a w Gruzji wybuchła wojna, więc było niebezpiecznie. Pamiętam bombardowanie, przekraczanie granicy w nocy. Nauczyłam się opanować strach. To, że razem przeszliśmy nie tylko dobre, ale również złe chwile, bardzo nas zjednoczyło. Miłość do Gruzji wówczas rozkwitła do samego końca. Byłam dla Gruzinów jak siostra. Film o Gruzji „Tańcząca z Gruzją” powstał w 6 odcinkach. To taka pierwsza odsłona Gruzji dla Polaków, aby chcieli poznać ten kraj i się do niego przekonać.

Wspomniała Pani publiczności, że warto mówić głośno o marzeniach, ponieważ się spełniają… Jakie marzenia u Pani ostatnio stały się rzeczywistością?

Mówiłam do publiczności, że warto jest wymawiać głośno swoje marzenia, bo one się spełniają. 31 grudnia 2023 roku ze swoją przyjaciółką usiadłyśmy przy stole i podczas rozmowy wzięłyśmy kartkę papieru, aby napisać nasze marzenia prywatne i zawodowe. To, co byśmy chciały robić w nadchodzącym roku. W planach zawodowych pomyślałam, że chciałabym wrócić do telewizji śniadaniowej. Kiedyś przed laty prowadziłam program „Kawa czy herbata”. Potem tak się życie potoczyło, że byłam więcej w trasie, wykonywałam wiele  działań scenicznych.

Po tej rozmowie z przyjaciółką nie minęły dwa tygodnie, jechałam wówczas z grupą „Poparzeni Kawą Trzy” na wspólny koncert i powiedziałam do Jacka Kreta, iż chciałabym występować w programie śniadaniowym. Niedługo potem o moim marzeniu dowiedziała się szefowa programu „Pytanie na śniadanie” Kinga Dobrzyńska. Zostałam zaproszona na zdjęcia próbne i po dwóch dniach znalazłam się w zespole „Pytania na śniadanie”. Uważam, że wszystkie marzenia, jakie się w głowie urodzą, prędzej czy później się spełniają.

Publiczność w Lubartowie czekała z niecierpliwością na Pani występ. Jak wrażenia po nim?

Monodram „Trzy dekady śmiechu” był częścią świętowania 30 lat na scenie. 

W moim zawodzie najważniejsze jest, żeby spotykać się z ludźmi. A spotkania w małych miasteczkach takich jak Lubartów są najukochańsze. Będę miło wspominać występ na Dniach Lubartowa. Mam nadzieję, że widzom się podobało.

Występy, koncerty, praca w telewizji – to życie w ciągłym biegu, wyzwanie, poświecenie…Jak Pani to łączy z życiem rodzinnym?

Rzeczywiście, jest to duże wyzwanie. Koncerty czasem są zaplanowane na rok z góry. Często nie są w Warszawie czy miejscu, gdzie mieszkam, a daleko od domu. Zdarzają się więc nocne powroty z tych koncertów. Dwa dni temu miałam sytuację, że wstałam o 4.00 rano, o godz. 6.00 byłam w gotowości do prowadzenia programu śniadaniowego przez 4 godziny. Po powrocie do domu zjadłam śniadanie, zapakowałam walizkę i pojechałam do Ostródy, gdzie o 18.00 prowadziłam duży koncert. Zagrałam półgodzinny monodram. Skończyłam o północy i pojechałam do domu. Położyłam się spać o 4.00 rano. Byłam wówczas w pracy 24 godziny. Myślę, że za chwilę moje życie zawodowe się ułoży, a po wakacjach harmonogram wydarzeń już się ureguluje. Nie będę żyć w takim biegu.

Natomiast mój czas w domu jest wypełniony ciszą i spokojem. Znajduję balans od tego, co się dzieje na scenie. Dużo osób jest zdziwionych i pyta mojego męża, jak on ze mną wytrzymuje, gdyż ja cały czas „gadam”. Mąż im odpowiada, że to on „gada” więcej. W domu robię zwykłe rzeczy, lubię czytanie książek czy pielęgnację ogródka, oglądam filmy. Dzięki temu wyciszam się i odpoczywam. Mogę sobie powiedzieć, że jestem szczęśliwą kobietą.

Jakie ma Pani pasje i zainteresowania na co dzień?

Pochłaniam bardzo dużo czekolady, nie mogę się od tego odzwyczaić. Na poważnie to moją pasją jest muzyka i historia. Są to dwie rzeczy, które najbardziej lubię. Skończyłam liceum plastyczne i mam takie ukierunkowanie na sztukę. Ponadto odpoczywam, rysując. Uwielbiam czasem zrobić kopię obrazu Witkacego. Lubię również motoryzację. Od zawsze jeżdżę autem marki Garbus. Posiadam teraz ostatniego, który zjechał z linii produkcyjnej w 2019 roku. Bardzo lubię stare rzeczy, retro samochody, książki z antykwariatu, w domu mam dużo albumów. Interesują mnie podróże, ale nie po to, aby leżeć na plaży. Wolę oglądać zabytki, architekturę, zwiedzać rynki miast, pójść do lokalnej restauracji i spróbować dań, przy okazji poznać nowych ludzi. Z każdej wyprawy można wrócić z nowymi znajomościami i doświadczeniami.

Rozmawiała: Sylwia Cichoń