Lubartowianie na trasach Ekstremalnej Drogi Krzyżowej

Chętni spotykają się na nabożeństwie i rozchodzą na wybrane trasy. Idą w nocy i pokonują ponad 40 kilometrów. Niekiedy jedynym źródłem światła jest latarka. Bolą nogi, wysiada kręgosłup, jest zimno, jednak idą dalej. Bo o to właśnie chodzi w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej, aby wyjść z własnej strefy komfortu. W tym roku na jej trasy w marcu licznie wyruszyli mieszkańcy Lubartowa i okolic.

Hasło tegorocznej Ekstremalnej Drogi Krzyżowej brzmiało: „Rewolucja pięknych ludzi”.

Według pomysłodawców ideą EDK jest przeniesienie nabożeństwa drogi krzyżowej poza budynek kościoła, przekształcenie jej w pieszą nocną wędrówkę oraz głębokie przeżycie i doświadczenie własnej słabości.

EDK to dla mnie wyjście ze swojej strefy komfortu, osobista modlitwa – mówi Radosław Ozonek z Wólki Rokickiej, który pokonał 42- kilometrową trasę Sługi Bożego Stanisława Blachnickiego. Biegła ona doliną Wieprza z Lublina do Bazyliki św. Anny.

Z Lublina w kierunku Lubartowa wyruszyliśmy o godz. 19.00. Szliśmy drogą asfaltową, polną, też ścieżkami leśnymi. Jedynym źródłem światła były nasze latarki. Na szczęście pogoda sprzyjała, bo w Lublinie przywitał nas deszcz. Było około 0 stopni. Najgorzej było się zatrzymać, wtedy doskwierało zimno. Kryzysy oczywiście były, błędem było odliczanie kilometrów. Przestałem liczyć po 10 kilometrach i jakoś poszło. Do domu dotarłem około 6 rano, czyli szliśmy mniej więcej 11 godzin. Czułem ogromne zmęczenie, miałem bąble na stopach , ale jednocześnie odczuwałem ogromną radość z podjętego wysiłku – relacjonuje Radosław Ozonek.

Dla Doroty Czeberak, która pochodzi z Lubartowa – Ekstremalna Droga Krzyżowa to sprawdzenie siebie, wyzwanie i czas pełen refleksji.
Najtrudniejsze były ostatnie kilometry i pokonanie na nich własnych słabości. Były chwile zwątpienia, ale mimo to przeszłam tą drogę. Było ciężko, walczyłam i się nie poddałam. Szłam 11 godzin i wiem, że to nie był mój ostatni udział w EDK – wyznaje Dorota, która wraz z siostrą i przyjaciółką wybrała trasę Opatrzności Bożej z Parczewa do Ostrowa Lubelskiego.

Paweł Szczygieł w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej uczestniczył już trzeci raz. Ma za sobą najtrudniejszą czarną trasę bł. Piotra Jerzego Frasattiego z Lublina do Wąwolnicy oraz Czarną bł. Piotra Jerzego Frasattiego z Lublina do Lubartowa.

Czym dla niego jest EDK?

Jest to czas wyciszenia i rozważania tego, co najważniejsze. Czas przejścia w ciszy z rozważaniami Męki Jezusa Chrystusa. To niezapomniane chwile, które pozostają we wspomnieniach na cały rok i pozwalają się doskonale przygotować do nadchodzących świąt – odpowiada.

Kryzysy?

Noc, zmęczenie po całym tygodniu pracy, trasa po ścieżkach leśnych i polnych powodują, że po 30 km około godziny 2 -3 w nocy przychodzi kryzys, który trzeba pokonać. Ból nóg, kręgosłupa powodują, iż zaczyna robić się ekstremalnie. Trzeba po po prostu iść dalej. Sama trasa jest wymagająca. Łatwo zgubić drogę i zejść z trasy. Nierówne drogi to również ryzyko skręcenia kostki. Pomimo zmęczenia trzeba koncentrować się, aby dojść bezpiecznie do celu – mówi Paweł Szczygieł.

Warto kilka tygodni przed zaplanować spacery na 5-10 km. Dodatkowo wzmocnić mięśnie pleców, które mogą dokuczać po kilku godzinach pracy. Trzeba pamiętać, że EDK to 8-12 godzin marszu. Czasami droga kończy się po wschodzie słońca bez zmrużenia oka w nocy, co dodatkowo potęguje zmęczenie. Mimo dużego wysiłku jest to przeżycie warte takiego poświęcenia. Czytając świadectwa ludzi, wszystkie są zgodne, że warto iść, bo warto żyć ekstremalnie – dodaje.

Katarzyna Wójcik