Lubartowianie zdobyli najwyższy szczyt Maroka

Karol Zalewski, bracia Jakub i Bartłomiej Bednarczyk oraz Piotr Guz zdobyli Jebel Toubkal – najwyższy szczyt Maroka.

Lubartowianie wspólnie stanęli na najwyższym szczycie Maroka i Afryki Północnej. Tym razem przyjaciele odwiedzili Atlas Wysoki, górujące pasmo całego łańcucha Atlasu. Mierzący 4167 m n.p.m. wierzchołek osiągnęli 14 grudnia o godzinie 11. Była to wyprawa na zupełnie nieznany dotąd kontynent i obcowanie z nową kulturą. Jak wyglądało to ciekawe wydarzenie, krok po kroku przedstawiamy w relacji poniżej.

Grudniowa ucieczka do ciepłego kraju

Wyjazd do Maroka rozpoczął się we wtorek 11 grudnia. Przyjaciele wyruszyli z Lubartowa do Warszawy i spędzili tam noc. We wspólnym wyjeździe towarzyszyli im także znajomi: Magdalena Gąbka z Bychawy oraz Emil Zając z Kanie. W środę wczesnym rankiem stawili się na lotnisku Chopina i po odprawieniu bagaży ze sprzętem wystartowali do Afryki. Ruszając zimą z Polski po 4 godzinach lotu dotarli do ciepłego, porośniętego palmami i kaktusami kraju. To tylko chwilowa zmiana ubrań na czas podróży w góry. Marrakesz powitał ich słońcem i temperaturami od 23 do 27 C. Prosto z lotniska po negocjacjach cenowych udali się do miasteczka Imlil, położonego 67 km na południe od Marrakeszu. Jest to punkt wypadowy w kierunku najwyższego szczytu Atlasu Wysokiego. Cała podróż odbyła się z widokiem na zaśnieżone, lekko widoczne góry, które kontrastując z żółtymi piaskami tworzyły niesamowite panoramy. Tutaj po zakwaterowaniu i drobnych zakupach przygotowali wszystkie niezbędne rzeczy oraz poznawali zwyczaje lokalnej ludności.

Gdy tylko zaskrzypi śnieg

Minęła doba od startu z Warszawy, gdy cała grupa ruszyła w nową i położoną w całkiem innej scenerii drogę. Każdy wyjazd to wcześniejsze przygotowania, zakupy, dbanie o sprawność fizyczną i oczywiście rozpoznanie terenu. Lubartowianie samodzielnie organizują każdą swoją wyprawę, co wpływa pozytywnie na ich satysfakcję. Jest to sposób trudniejszy i bardziej wymagający niż typowe wejście z agencją, która wszystko przygotowuje. Pierwsze kroki w góry są dla nich długo oczekiwanym momentem, dlatego czwartkowy poranek razem z piękną pogodą przyniósł również pozytywne nastroje. Celem tego dnia było dotarcie do schronisk położonych na wysokości ok. 3200 m n.p.m. Z miasteczka Imlil to tylko 1500 m przewyższeń, więc bardzo niewiele. Cała droga po górach rozciąga się na odcinku 15 km i jest formą przyjemnego trekkingu. W pewnym miejscu znajduje się mała osada Sidi Chamharouch, gdzie można wypić świeżo wyciskany sok z pomarańczy oraz kupić wyjątkowe kolorowe czapki.

W późniejszym etapie marszu można spotkać pojedyncze szałasy bądź małe domki, w których również można ugasić pragnienie kupując soki. Na ścieżkach pojawiają się także licznie osiołki, które dostarczają zaopatrzenie do schronisk oraz wiozą bagaże leniwych turystów. Grudzień w górach Atlasu jest miesiącem poza sezonem, co wiąże się na szczęście z małym ruchem turystycznym. Wybór tego okresu nie był przypadkowy bowiem w tym czasie na stokach Toubkala znajduje się śnieg i panują warunki zimowe.

Dzięki temu dość łatwe wejście pozostawia po sobie więcej wspomnień. Po kilku godzinach marszu Lubartowianie zameldowali się w schronisku Refuge du Toubkal – les Mouflons. Obiekt w tym czasie oferuje nieogrzewane pokoje i zimną wodę, co i tak jest wystarczającą wygodą, gdyż nie trzeba topić śniegu. W górach najważniejsza jest chęć doświadczenia przygody, a nie oczekiwania wygód.

Przeskok z lata w zimę

Poranne wyjście w kierunku szczytu to szybka zmiana pór roku. Od wysokości ok. 3000 m n.p.m. znajdował się już śnieg i znacznie zmieniła się temperatura. W zestawie zimowej odzieży i rakami na butach wyruszyli rankiem po śnieżnych polach góry. Tego dnia pomimo błękitnego nieba i napływającego z niego ciepła warunki w wyższych partiach przypomniały, że gór łatwych nie ma. Silne podmuchy wiatry unosiły i miotały śniegiem tworząc białą zadymkę. Można było poczuć się niczym w szklanej, zamkniętej kuli w której wirują białe płatki. Alpiniści byli jak umieszczona na środku, stojąca postać i czekali, aż opadnie na chwilę całe zamieszanie, po czym ruszali dalej. Za chwilę ponownie mieli wrażenie, że świąteczną zabawką potrząsa małe dziecko wywołując efekt zamieci. Tak było aż do samej przełęczy, gdzie narastał wiatr, ale za to zmniejszało się całe zawirowanie, można powiedzieć, że efekt kuli minął.

Z przełęczy Tizi n Toubkal (3940 m) do szczytu brakowało już bardzo nie wiele. Był to odcinek najbardziej narażony na mocne podmuchy wiatru, które momentami powodowały problemy z utrzymaniem równowagi. Pomimo świetnych widoków pogoda nie zachęcała do zrobienia wielu zdjęć. Kilka metrów od samego szczytu widoczna jest charakterystyczna piramida znajdująca się w najwyższym punkcie masywu. Nie spuszczając jej z polu widzenia Lubartowianie zbliżali się do założonego celu. I tak ok. godziny 11 stanęli na najwyższym szczycie Maroka i całej Afryki Północnej. Temperatura odczuwalna na tej wysokości wynosiła poniżej – 25 C. Pomimo dość łatwego technicznie wejścia zawsze towarzyszy radość ze zdobycia wierzchołka, ale co ważniejsze z pokonanej długiej drogi. Sam czas przebywania w górach jest czasem wyjątkowym, tym bardziej, że są to godziny spędzone w zaufanym zespole.

Droga z wierzchołka zajęła mniej jak połowę czasu podejścia. Po dotarciu do schroniska i przepakowaniu rzeczy alpiniści jeszcze tego samego dnia ruszyli w dół do miasteczka Imlil. Powrót odbył się tą samą trasę pokonaną dzień wcześniej. W godzinach wieczornych dotarli do noclegu w którym zatrzymali się przed wyjściem w góry. Kolejny dzień minął na powrocie do Marrakeszu i tułaniu się po miejscowej Medinie. W niedzielę wszyscy szczęśliwie wylądowali w Warszawie. O tym pięciodniowym wyjeździe na kontynent Afryki można napisać wiele. To niewątpliwie ciekawa przygoda w zupełnie innej scenerii. Jeśli Państwa ciekawi więcej szczegółów z tej wyprawy oraz wszelkie aktualności zapraszamy na fanpage braci Bednarczyk: https://www.facebook.com/MateMountainsBednarczykTeam/ oraz na stronę www.matemountains.pl opisującą górski projekt Jakuba i Bartłomieja. Swoje poczynania opisuje również Karol Zalewski pod adresem:www.karolzalewski.com.pl