Lubartowianin zdobył Mont Blanc drogą włoską

 

Bartłomiej Bednarczyk po raz drugi na Mont Blanc!

Monte Bianco (wł.) mierzący 4809 m. n.p.m. to najwyższy szczyt Europy i całych Alp. Po trzech latach ponownie rozbudził apetyt pochodzącego z Lubartowa Bartłomieja Bednarczyka. To właśnie na stokach „Białej Góry” rozpoczęła się jego przygoda z górami wysokimi oraz powstał projekt Mate Mountains, który zakłada dotarcie na wierzchołek jednego z ośmiotysięczników w Himalajach. Alpinista tym razem postanowił wejść na szczyt od trudniejszej strony. Droga Włoska tzw. „Droga Papieska” to wariant bardziej wymagający niż klasyczne i najczęściej wybierane wejście od strony francuskiej. Wymaga sporego doświadczenia i dużej samodzielności podczas pokonywania całej trasy. Jest również dłuższym czasowo i trudniejszym technicznie wariantem na zdobycie „Dachu Europy”. Sprawia za to dużo satysfakcji i pokazuje bardziej dzikie oblicze przyrody.

Z Lubartowa do Courmayeur

Lubartowianin zaplanował zdobyć górę wraz z grupą przyjaciół. W wyprawie wzięli udział: Magdalena Gąbka z Bychawy, reprezentująca Klub Wysokogórski Lublin, Michał Drożdżewski z Łodzi, a także Dawid Wróbel z Bielsko-Białej. Punktem zbiórki całej grupy był Kraków. Do przejechania mieli prawie 1600 km, to ok. 17 godzin jazdy. Autem przez Niemcy i Szwajcarię dojechali do niewielkiego włoskiego miasteczka Courmayeur, położonego niedaleko Aosty. Zameldowali się na campingu w dolinie Val Veny i stamtąd już na własnych nogach pokonywali drogę na szczyt. Wyprawę rozpoczęli już następnego dnia po przybyciu na camping. Wyruszyli z ciężkimi plecakami przez długi, ale łatwy technicznie lodowiec Miage (Miazga). Po kilku godzinach marszu założyli pierwszy biwak i spędzili w górach noc, która obfitowała w ulewne deszcze i powtarzające się burze.

Im trudniej, tym lepiej smakuje

Kolejny poranek nie zaczął się zbyt optymistycznie. Padający w dalszym ciągu deszcz wstrzymał do godzin popołudniowych dalsze kroki alpinistów. Jednak pomimo opóźnionego z powodu pogody wyjścia udało się im osiągnąć wcześniej założony na ten dzień cel. Mianowicie, dotarli do jedynego na tej trasie schroniska Gonella (3071 m n.p.m.). Droga do niego to eksponowana trasa wymagająca dużej uwagi i koncentracji. Trudność tego odcinka można porównać do szlaku Orlej Perci w polskich Tatrach (najtrudniejszy szlak w naszych górach). Droga w niektórych miejscach posiada jednak sztuczne ułatwienia w postaci lin, łańcuchów, klamerek i drabin. Natomiast chwila nieuwagi może spowodować upadek z dużej wysokości. Cała czwórka dotarła na miejsce w godzinach wieczornych i tym samym spędziła drugą noc w górach.

Kolejne metry w górę

Trzeciego dnia alpiniści mieli do pokonania lodowiec Dome, którego przejście wymaga pokonywanie różnej wielkości szczelin. Stan lodowca zależny jest od pory roku, bywają okresy późnego lata, podczas których jego przejście jest bardzo ryzykowne i niebezpieczne. Akurat początki lipca sprzyjają pokonaniu tej trasy. Tego dnia alpiniści doszli do wysokości 3675 m n.p.m. i założyli najwyższy biwak. Stąd bowiem zespół zaczął atak szczytowy. Zanim jednak ruszyli na szczyt jeden dzień przeznaczyli na odpoczynek, by zregenerować siły po wyczerpującej trzydniowej wędrówce z ciężkim sprzętem.

Kluczowy dzień

Na sukces w górach wpływa wiele różnych czynników, czasami niezależnych od nas okoliczności, ale przede wszystkim jest to odpowiednie przygotowanie i nastawienie. Czwartek był dniem, który miał zweryfikować te wszystkie elementy. Po lekkim śniadaniu, w świetle migających czołówek, grupa przyjaciół wyruszyła w kierunku szczytu. Do pokonania pozostał niewielki odcinek lodowca, szczelina brzeżna tuż przy wyjściu na grań oraz próg skalny, który z powodu trudności technicznych zawracał niejedną ekipę zmierzającą na górę. Gdy pierwsze promienia słońca zaczęły ogrzewać zmarznięte stoki, alpiniści przemierzali wąską, śnieżną grań. W pewnym miejscu droga włoska łączy się z klasyczką drogą francuską. Ma to miejsce poniżej schronu Vallot, obok którego bracia Jakub i Bartłomiej przechodzili w roku 2016. Wróciły wspomnienia i dobre chwile, które miały miejsce trzy lata temu. Dalsza droga na wierzchołek była Bartkowi już znana, a piękna pogoda pozwoliła mu ponownie stanąć na najwyższym szczycie Europy. Tym razem dokonał tego wraz z dwójką przyjaciół. Wejście drogą włoską na pewno pozostanie na długo w ich pamięci.

Pomimo osiągniętego celu należało dalej zachować pełną koncentrację. Zejście z wierzchołka do pozostawionych namiotów przebiegło bardzo sprawnie. Kolejnego dnia rozpoczęła się długa droga w dół, aż do samego campingu, gdzie cały zespół dotarł tuż po godzinie 22.

To kolejna zakończona sukcesem wyprawa Bartłomieja Bednarczyka. Na swoim koncie ma m.in. zdobycie pięciotysięczników: Kazbek i Elbrus w górach Kaukazu, najwyższy szczyt Rosji, dwukrotne wejście na Mont Blanc, Gran Paradiso we Włoszech, najwyższe szczyty w Austrii, Maroku, Niemczech. Jesienią rozpoczną się przygotowania do jego największej dotychczas wyprawy.

Działalność alpinisty można śledzić na facebooku: https://www.facebook.com/MateMountainsBednarczykTeam/ oraz na stronie www.matemountains.pl