Otwarte drzwi Muzeum w Kozłówce – zaproszenie

W niedzielę 7 października, w godzinach 10.00 – 16.00 Muzeum Zamoyskich zaprasza do bezpłatnego i indywidualnego) bez przewodnika i limitów czasowych) zwiedzania ekspozycji muzelanych: wnętrz pałacowych, kaplicy, galerii socrealizmu, powozowni i wystawy czasowej.

foto: Piotr Opolski

Poniżej publikujemy tekst Marka Danielkiewicza „Czerwone róże dla Muzeum Zamoyskich”.

 

Czerwone róże dla Muzeum Zamoyskich

Podczas mroźnej zimy 2012 roku w ogrodach Muzeum Zamoyskich wymarzły prawie wszystkie róże, ale jeśli myślicie, że jest to tylko zmartwienie dyrektora Krzysztofa Kornackiego, to się mylicie. Nie tylko jego! Ponieważ jest to również problem ludzi, którzy od ponad dziesięciu lat skupiają się w Towarzystwie Przyjaciół Muzeum Zamoyskich w Kozłówce. Przywołuję tu pełną nazwę tego zasłużonego gremium, by utrwalić tę nazwę w pamięci Czytelnika i pokrótce przybliżyć jego działalność.

Muzeum Zamoyskich z jego dyrektorem Krzysztofem Kornackim, to instytucja o niezwykłej wartości, z zabytkową substancją zespołu pałacowo – parkowego, z wielką ilością dzieł sztuki, cennym księgozbiorem, kolekcją XIX wiecznych lambrekinów, wreszcie z jej działalnością dokumentującą dorobek polskich pokoleń – tak materialny, jak i duchowy, zaś szczególnie dorobek kultury ziemiańskiej.

Nie dziwi zatem, że instytucja tej rangi skupia wokół siebie ludzi  oddanych i twórczych. W tym miejscu przypomnienie, że pierwszą przewodniczącą Towarzystwa była pani Grażyna Fiok, zaś po niej funkcję  przejął –  z woli większości członków – Józef Krzyżanowski i sprawuje ją przez kolejne kadencje do chwili obecnej. O panu Józefie Krzyżanowskim można napisać poemat, albo najlepiej panegiryk, zaś o jego anegdotycznym usposobieniu tomik pełen deserów. Jest on bowiem osobą – jak to się dzisiaj mówi – charyzmatyczną, pełną młodzieńczej witalności i wiary w sens pracy społecznej dla dobra ogółu.

Drugą osobą bez której Towarzystwu trudno byłoby się obejść jest Grażyna Antoniuk, która sprawuje funkcję sekretarza, czyli ma na swojej głowie gros spraw organizacyjnych i administracyjno – biurowych. Pani Grażyna swoje obowiązki wypełnia z należytą starannością od samego początku istnienia Towarzystwa.

Towarzystwo liczy ok.70 członków, którzy starają się jak mogą, by rozsławiać działalność Muzeum Zamoyskich w kraju i zagranicą, wspierać finansowo wyjazdy szkoleniowe pracowników do muzeów europejskich, zdobywać fundusze na wartościowe eksponaty do kolekcji muzealnej oraz pomagać w wydawaniu oryginalnej literatury.

Piszę tu o sprawie niebagatelnej, ponieważ Muzeum ma na swoim koncie ponad 35 publikacji książkowych oraz ponad 3 milionowy nakład przeróżnych folderów i informatorów. A są wśród tych książek edycje na unikalnym poziomie, m.in. tomy poświęcone ziemiaństwu polskiemu, intelektualia myśliwskie czy albumy.

Publikacje książkowe zwykle poprzedzane są sesjami naukowymi, których w Kozłówce było kilkanaście. I to między innymi dzięki nim pozycja Muzeum jest mocna w środowisku historyków, muzealników, dziennikarzy, pisarzy i poetów.

Częstymi gośćmi Muzeum są wybitni duchowni, politycy, artyści i mężowie stanu, że wymienię tylko Prezydenta RP i jego małżonkę, Bronisława i Annę Komorowskich czy arcybiskupów lubelskich.

Spotkania z arcypasterzami Diecezji Lubelskiej w czasie oktawy Bożego Narodzenia, są stałym punktem programu działalności Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Zamoyskich. W styczniu br. Towarzystwo podejmowało ks. Stanisława Budzika, następcę zmarłego przed ponad rokiem nieodżałowanego ks. Józefa Życińskiego.

Oczywiście trudno zbagatelizować działalność wystawienniczą Muzeum. Dyrektor Krzysztof Kornacki utrzymuje przyjazne kontakty z najlepszymi muzeami w kraju i zagranicą. To on w kapitalny sposób zbliżył Kozłówkę do Lwowa, bo nawiązał i rozwinął kontakty z ukraińskimi historykami sztuki i muzealnikami.

I to jest ten aspekt na który chciałbym zwrócić szczególną uwagę. Przykład ten świadczy  o przemyślanej i dalekowzrocznej polityce wystawienniczej.

Ponadto kapitalną sprawą jest dokształcanie pracowników w placówkach zagranicznych – w Londynie, Paryżu, Lwowie czy Pradze. Te pracownicze konfrontacje z pracownikami innych muzeów zawsze przynoszą pożyteczny efekt, bo zmieniają podlubartowskie Muzeum Zamoyskich w wizytówkę Lubelszczyzny, ośrodek kultury pierwszej klasy, miejsce o którym się mówi, za którym się tęskni i do którego się wraca.

Co więcej mógłbym powiedzieć, by zachęcić Czytelnika do weekendowych, rodzinnych odwiedzin Muzeum? Zasugeruję tylko, że wizyta w tym miejscu może sprawić, iż poczujecie się dumni ze swojej polskości. Naprawdę warto, by wasze dzieci doświadczyły tej dumy jak najwcześniej i zapamiętały jej smak na całe życie.

 

   Marek Danielkiewicz