„Pomoc to nie tylko dary”

W połowie grudnia uczniowie II LO w Lubartowie odwiedzili miasto Dyneburg na Łotwie, aby pomóc naszym rodakom, Polakom na Kresach. – Oni nadal są i czują się Polakami. Mieszkają tylko na tych ziemiach, które kiedyś były polskie. Oprócz darów potrzebują spotkania i rozmowy w ojczystym języku. I to jest najważniejsze w mojej idei wolontariatu, bo wtedy te odczucia zostają w młodzieży na długo – mówi Justyna Świderska – Niedobit, która od lat prowadzi Szkolny Klub Wolontariusza „Anioły z II LO”.

Czy to pierwsza Wasza tego typu akcja pomocy na rzecz Polaków na Kresach?

Na Łotwie tak… Wcześniej od 20 lat jeździliśmy na Ukrainę. Zmieniliśmy kierunek, bo od samego początku moją ideą działań pomocowych na Kresach było nie tylko dawanie, ale też spotkania. Odwiedzaliśmy z młodzieżą domy opieki, świetlicę Caritas, domy miłosierdzia czy osoby ubogie w prywatnych domach. W momencie wybuchu wojny na Ukrainie stało się to niemożliwe. Wcześniej przerwała nam to trochę pandemia, więc zaczęliśmy się ograniczać do wysyłania paczek. Brakowało jednak tego najważniejszego – spotkania, rozmowy, przytulenia, spojrzenia. To było dla mnie zawsze najważniejsze. Zaczęłam szukać innych kierunków. Skontaktowałam się z Fundacją „Kresy w potrzebie”, która prowadzi akcję „Paczka na Kresy”. Zgodzili się, abyśmy się przyłączyli. I pojechaliśmy na Łotwę do miasteczka Dyneburg.

Wcześniej w szkole przeprowadziliście akcję zbierania darów…

Tak, zebraliśmy ponad 200 kg. żywności. Potem młodzież, która prowadziła zbiórkę, miała okazję sama dostarczyć te paczki, zobaczyć reakcję tych ludzi.

Czym kierowali się Polacy, którzy zdecydowali się pozostać na tych terenach po II wojnie światowej?

To jest ich miejsce na ziemi, ich ojczyzna, ich tereny, domy. Oni nadal są i czują się Polakami. Mieszkają tylko na tych ziemiach, które kiedyś były polskie. Z tym samym spotykaliśmy się na Ukrainie. Na Łotwie byłam po raz pierwszy, tu sytuacja jest dużo, dużo lepsza.

Jak wyglądał wyjazd?

Najpierw zwiedziliśmy Dyneburg i okolice, między innymi cmentarze związane z powstaniem styczniowym. Kolejnego dnia zostaliśmy podzieleni na grupy i wyjeżdżaliśmy już do poszczególnych wiosek czy miejsc w Dyneburgu. Ja z dwójką wolontariuszy trafiłam do najdalej położonych miejscowości, 90 km od Dyneburga na trasie do Rygi. Nie widzieliśmy aż takiej biedy, jak widziałam na Ukrainie. Natomiast ta potrzeba bycia z kimś, kto mówi po polsku, była bardzo widoczna. Przyjechał po nas pan Ryszard, który się nami opiekował, pokazał nam miejsca historyczne związane z Polską. W między czasie jeździliśmy do domów z paczkami. Pan Ryszard na koniec ze łzami w oczach powiedział, że tak dawno nie mówił tak dużo po polsku i że były to dla niego bardzo piękne chwile. Bardzo się cieszył, że mógł nam to wszystko pokazać. Mieliśmy też to szczęście, że trafiliśmy do księdza Wiktora, który też przyjął nas bardzo serdecznie. Zostaliśmy zaproszeni na koncert przedświąteczny z udziałem reprezentantki Łotwy na Eurowizję. Spotkaliśmy się też ze znaną łotewską malarką. Łotwa przywitała nas ogromną gościnnością. Łotysze bardzo cenią Polaków jako pracowników, naukowców, artystów. Ten szacunek można było odczuć. W drodze powrotnej mieliśmy spotkanie z żołnierzami amerykańskimi NATO, którzy pomagali na Litwie rozwozić paczki.

Co uczniom daje udział w takich akcjach?

Jak rozmawiam z młodzieżą, co było dla nich ważne podczas wyjazdu – to mówią o ludziach, spotkaniach, sytuacjach, uśmiechach. To wszystko przekłada się na ich przeżycia i zostaje w ich pamięci. Chcielibyśmy, żeby taki wyjazd powtórzył się przed Wielkanocą.

Rozmawiała: Katarzyna Wójcik