Sukces lubartowianina w ultramaratonie Bałtyk – Bieszczady Tour
Z jednego krańca Polski – w Świnoujściu, na drugi – w Ustrzykach Górnych. 1023 kilometry na rowerze w ciągu nieco ponad dwóch dni pokonał Emil Szczypiorkowski, rowerzysta z Lubartowa. Był najszybszym zawodnikiem z Lubelszczyzny. To już drugi, w ciągu dwóch miesięcy, spektakularny wyczyn Emila. W lipcu pokonał ultramaraton A23 Odrodzenie (555 km) zdobywając brąz.
Jeden z najtrudniejszych, rowerowych ultramaratonów w Polsce Bałtyk – Bieszczady Tour. Na starcie 400 zawodników. Emil rozpoczyna trasę w piątek 24 sierpnia po godzinie 22, z promu w Świnoujściu. Jedzie noc i dzień. Jego numer startowy wyświetla się na mapie, razem z innymi sunącymi do przodu, w specjalnej aplikacji. Już na samym starcie pojawiają się pierwsze problemy losowe i techniczne. Podczas przepakowania bagażu torba wkręca się wkoło i wykrzywia je, felga zaczyna ocierać o hamulec. Trzeba rozpiąć hamulec, aby kontynuować jazdę. Posłuszeństwa odmawiają power banki. Na 230 kilometrze, w Pile, zaczyna padać deszcz. Zacina po plecach. Jest tylko 10 stopni ciepła. Podczas drugiego przepakowania trzeba wyżymać wodę z ubrań. Część rzeczy można lekko podsuszyć suszarkami na basenie w Starachowicach.
Podczas całego ultra można było korzystać z karimaty – czyli odpocząć, przespać się. Lubartowianin korzysta dwa razy, bo cała ekipa decyduje się na nocleg. Dodatkowo bez kompanów, którzy mają GPS, ani rusz. Pierwszy nocleg w Łowiczu, po 500 kilometrach jazdy. Pięć godzin snu i jazda.
– Gdyby nie te przeciwności losu i zawodne urządzenia, pewnie czas byłby lepszy – podsumowuje dziś Emil Szczypiorkowski, reprezentant Klubu Good Life Fitness.– Na 130 kilometrze musiałem też nadrobić kilometrów, ponieważ pominąłem punkt kontrolny. Przestała działać nawigacja. Dołączyłem więc do dwóch znajomych rowerzystów – Sebastiana i Michała. Jechaliśmy razem dalej.
Drugi nocleg na 907 kilometrze, w Brzozowie. Koło gospodyń wiejskich gotuje obiad. Kobiety pieką ciasto, aż żal odjeżdżać. Po odpoczynku Emil odłącza się od kolegów. Osiąga swoje tempo. Najtrudniejsze są górki w Bieszczadach. Większość trasy trzeba pokonać stając na pedałach. Spośród 400 kolarzy na metę w Ustrzykach Górnych Emil dociera jako 148 zawodnik, w poniedziałek o godz. 13.42, z czasem 63 godziny i 27 minut. Na trasie około 40 osób rezygnuje, a wielu kolarzy nie mieści się w limicie czasu.
Dlaczego wystartował w maratonie? – Już dwa lata temu chciałem w nim pojechać, po tym jak przejechałem maraton Piękny Wschód. Chcę udowodnić, także uczestnikom zajęć indoor cyclingowych, które prowadzę, że można pokonać własne słabości i przełamać bariery. Drzemie w nas olbrzymi potencjał, a granice nie istnieją – mówi Emil Szczypiorkowski, który planuje już udział w kolejnych, jeszcze bardziej wymagających maratonach. Szuka wsparcia dla swoich wypraw. – Dziękuję Panu Januszowi Pożakowi, znakomitemu kolarzowi, za dotychczas okazaną pomoc – dodaje Emil.