W rocznicę śmierci Wandy Śliwiny

Wanda Śliwina w Lubartowie spędziła 23 lata. W tym roku mija 60 rocznica jej śmierci. O życiu i dokonaniach pisarki na rzecz naszego miasta opowiada dr Ewa Sędzimierz.


Wanda Helena Śliwina. Kobieta wszechstronna i nieco tajemnicza. Przez wiele lat utrzymywano, że urodziła się w Bystrzycy w 1888 r. Według innych źródeł – w 1891 r. w Celestynowie k. Otwocka. Pochodziła z rodziny ziemiańskiej. Jej dziadkowie byli właścicielami majątku Czechówka (dziś w granicach Lublina). Ojciec pracował jako kolejarz, dlatego też dzieciństwo spędziła w Bystrzycy k. Lublina, mieszkając przy stacji kolejowej. Ukończyła Konserwatorium Muzyczne w Warszawie. Od dzieciństwa pisywała wierszyki, z czego rodzina nie była zadowolona, bo „marnuje papier”. Debiutowała w satyrycznym czasopiśmie „Mucha” wierszem „Przeminął maj”.
W Lubartowie bywała od wczesnej młodości, kiedy to wraz z ojcem i starszą siostrą odwiedzała Helenę i Romana Morozewiczów. Jako nastolatka brała wówczas udział w amatorskich przedstawieniach, koncertach i zabawach, z których dochód przeznaczano na zakup książek do miejscowej czytelni i biblioteki. Z czasem coraz mocniej włączała się w działalność społeczną. W pisanych pod koniec życia wspomnieniach przywoływała atmosferę tamtych dni, kiedy to w Lubartowie spotykali się mieszczanie, przedstawiciele lokalnego ziemiaństwa i przedsiębiorców a także okoliczne chłopstwo.
Na stałe osiadła w Lubartowie, gdy w 1908 r. poślubiła urzędnika miejskiego Władysława Śliwę. Zamieszkali w domu przy ul. Lubelskiej, popularnym domu „pod Krzyżem”. Tu przeżyli kolejne lata małżeńskiego i rodzinnego życia.
Kiedy wybuchła wojna wspólnie z innymi kobietami przygotowywała środki opatrunkowe, machorkę i żywność dla jadących na front żołnierzy. W czasie wojny światowej wraz z rodziną przebywała na wschodzie m.in. pod Moskwą, w Orszy i Czernichowie. W tym ostatnim przeżyła rozpad carskiego imperium i dwie rewolucje, głód, poniewierkę, śmierć matki. W prowadzonym w tym czasie dzienniku z tułaczki pisała o tragicznych warunkach życia, kiedy to nie mieli nic do jedzenia. Próbowali zarabiać – mąż jako kopacz a ona zbierając owady z drzew. Zaangażowała się tam w działalność Polskiego Towarzystwa Ofiarom Wojny organizując kwesty, imprezy dochodowe, manifestacje i zbiórki publiczne. Udzielała się w ochronce i tworzącym się harcerstwie.
W 1917 r. otrzymała za pośrednictwem Biura Pomocy Ofiarom Wojny w Bernie kartka od ks. Antoniego Mechowskiego z Lubartowa. Zwykłe pozdrowienia rozbudziły tęsknotę i wyobraźnię. Pisała wówczas:
„… Zza przymkniętych powiek widzę Lubartów, jakbym go dziś opuściła i śledzę każdy szczegół, czy nie uszedł pamięci. Nie! Widzę wszystko! Nie tylko dom każdy i ludzi ale nawet płoty i kamienie. Oto idę Lubelską ulicą mijam aptekę, magiel, dom rabina. Przechodzę przez most i wpatruję się z nabożeństwem w wysmukłe wieże farnego kościoła. Sklepy pootwierane, prawie wszystkie żydowskie ale nawet one mają w sobie coś z poezji, widziane przez opalowe szkła nostalgii. Jestem nareszcie na rynku. Serce bije mocno, mocno. Za chwilę znajdę się w kościele. Na wieży bije właśnie dziewiąta rano więc trafię na mszę. Wchodzę w boczną furtkę, bo brama zamknięta (pewnie dziś pogrzebu nie będzie). Po prawej stronie dziedzińca stoi krzyż drewniany , jak dawniej, na nim wota i napisy. Żegnam się i wstępuję na kościelne stopnie. Organy grają. Msza się odprawia. Złotowłosy ksiądz Antoni modli się u stopni ołtarza, modli się za Polskę, za lud, za wychodźców stęsknionych a ja wybucham nagle płaczem i spostrzegam że siedzę u siebie w pokoiku na Wożdwiżeńskiej a nas stole przede mną leży pocztówka…”.
Gdy sytuacja na to pozwoliła powróciła wraz z rodziną „pierwszym transportem” do kraju. Był maj 1918 r. Trwała jeszcze okupacja austriacka, choć pozwolono już Polakom organizować soje życie społeczne i kulturalne. Dom „pod Krzyżem” zajmował jakiś oficer Węgier, który na szczęście okazał się nieszkodliwy i pozwolił właścicielom na ponowne zasiedlenie domu. Jesienią zresztą czym prędzej ewakuował się z Lubartowa. Brakowało środków do życia, była powszechna drożyzna i bieda ale powoli wszystko się normowało. Władysław pozyskał jakąś pracę a w 1920 r. po raz trzeci objął funkcję burmistrza miasta (piastując tę godność do 1928 r.), Wanda rzuciła się w wir pracy społecznej i kulturalnej. Była aktorką, śpiewaczką, pianistką, reżyserem, dziennikarzem, literatką, regionalistką i działaczką społeczną. Organizowała bibliotekę pozyskując środki na zakup książek z amatorskich występów, koncertów i zbiórek. W trakcie seansów w miejscowym kinie „Corso” przygrywała do niemych jeszcze wtedy filmów. Działała w PCK i Komitecie Obrony Państwa, organizując wiece, pisząc odezwy, prowadząc zbiórki na Skarb Narodowy. Dzięki Jej zaangażowaniu powstało pierwsze w województwie Koło Ligi Obrony Powietrznej Państwa. Była inicjatorką budowy domu ludowego w mieście. Tuż po powrocie z wojennej tułaczki zaangażowała się w działalność istniejącego od kilku miesięcy Polskiego Towarzystwa Miłośników Sztuki. Była jego najbardziej widoczną postacią udzielającą się we wszelkie możliwe sposoby. W Lubartowie organizowano przedstawienia, koncerty, odczyty, ukazywały się publikacje o różnym charakterze (literackie, regionalne, okazjonalne), w tym także ciągłym („Lewart”, „Echo Ziemi Lubartowskiej”, „Lubartowiak”) . To wówczas na bazie Polskiego Towarzystwa Miłośników Sztuki powstały orkiestra strażacka, chór „Lutnia” oraz klub sportowy „Lewart”. Znajdowała czas na wszystko. A do tego pisała… wiersze, opowiadania, legendy, podania i baśnie, powieści i powiastki, nowele, sztuki sceniczne, felietony a także teksty użytkowe i popularyzatorskie np. do kalendarzy czy modlitewników. Gromadziła też materiał o zabytkach i historii oraz ważnych wydarzeniach współczesności. Jej zawdzięczamy opisy wydarzeń w Lubartowie i okolicy najpierw latem 1915, potem z jesieni 1918, kiedy to Lubartowianie podjęli akcję rozbrajania zaborców i organizowania nowych władz. Ona zostawiła nam wierszowany przekaz wydarzeń z Lubartowa 1920 r. kiedy to zgromadzone tu wojska polskie sposobiły się do walki w ramach podejmowanej wówczas kontrofensywy znad Wieprza. To ona przypominała o lubartowskich epizodach powstania listopadowego i styczniowego. Dorobek literacki „Jagienki spod Lublina” (to jeden z Jej pseudonimów literackich) to kilkaset utworów-o różnym charakterze.
W Lubartowie spędziła 23 lata swego życia. Opuściła go w 1935r. – jak pisała we wspomnieniach: „z uwagi na przyszłość, dalszą naukę, byt opuściliśmy Lubartów interesując się nim jednak nadal. Sprzedałam swój domek … i (tylko) parę razy do roku zjawiałam się w miłych murach i zieleni Lubartowa (by) odwiedzić moich bliskich”. Ostatni raz przed wojną była tu wraz z synami na dwudniowych występach z Teatrem Lubelsko- Wołyńskim w czerwcu 1939 roku. A potem wybuchła wojna i ten bliski, spokojny świat przestał istnieć …
Okres okupacji przeżyła w Lublinie. Była autorką wstrząsających wspomnień z czasów wojny. W roku 1949 przeprowadziła się do Wrocławia. Na Dolnym Śląsku mieszkała do końca swoich dni.
Dziś w Lubartowie pozostały po niej nieliczne ślady . Jest ulica – ciekawe, ilu mieszkańców wie, kim była jej patronka? Na rogu Lubelskiej i Kolejowej jest dom, w którym mieszkała. I wreszcie skromny ale zadbany grobowiec na parafialnym cmentarzu, odnowiony i od lat pielęgnowany przez regionalistów. Bo też dla członków Towarzystwa jest postacią wyjątkową. Kiedy w połowie lat 50. podjęto myśl organizacji środowiska regionalistów nawiązano kontakt również z Wandą Śliwiną. Mieszkała już wówczas we Wrocławiu ale odpowiedziała na zaproszenie, odwiedziła Lubartów i rozpoczęła współpracę. To wówczas powstały obszerne wspomnienia z okresu, gdy była mieszkanką Lubartowa. Z tego czasu pochodzą też piękne, przepojone autentyczną tęsknotą listy, które wymieniała z działaczami Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Lubartowskiej. W jednym z nich wspomina, że wypełniła i wysłała deklarację członkowską a zatem prawdopodobnie przynależała do powojennego Towarzystwa. Niestety nie dysponujemy dziś kompletnymi listami członków Stowarzyszenia z lat 50. aby to ostatecznie potwierdzić. Namówiona przez lubartowskich działaczy napisała wówczas tekst marszu lubartowskiego (syn Jerzy skomponował muzykę). Być może miał być to pierwszy hymn miasta.
Niestety choroba i śmierć przerwała tę współpracę. Zmarła w Wambierzycach na Dolnym Śląsku 16 VIII 1962 r. Zgodnie z jej ostatnią wolą pochowana została na cmentarzu parafialnym w Lubartowie.
W bieżącym roku mija 60. lat od Jej śmierci. Lubartowskie Towarzystwo Regionalne przypomina tę tak wielce zasłużoną regionalistkę i literatkę. Okolicznościowe obchody w naszym mieście zaplanowano w dn. 10 – 11 czerwca b.r. Serdecznie na nie zapraszamy!

fot. zbiory LTR