Złamana linia światła. Pożegnanie Ireneusza Wydrzyńskiego (1955 – 2018)

Urodzony w 1955 roku w Radomiu. Studia w Instytucie Wychowania Artystycznego Uniwersytetu Marii – Curii Skłodowskiej w Lublinie, dyplom w 1980 r. Studia w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu na Wydziale Ceramiki i Szkła. Dyplom w zakresie projektowania szkła w pracowni prof. Zbigniewa Horbowego w roku 1985. Wieloletni Kierownik Zakładu Rzeźby i Technik Szklarskich na Wydziale Artystycznym UMCS w Lublinie. Doktor habilitowany.

Ireneusz Wydrzyński debiutował jako malarz. Jego wczesne oleje na płótnie nawiązują do twórczości Henryka Stażewskiego, współtwórcy polskiej awangardy XX wieku. Są to prace, w których dominuje podejście intelektualne, zaś emocje ukryte są jakby we wnętrzu obrazu. Tak mówił o sobie: moja przygoda ze sztuką zaczęła się od malarstwa, działając w grupie artystycznej „A.S.”, już na studiach w Instytucie Wychowania Artystycznego na UMCS w Lublinie, gdzie prezentowałem swoje malarstwo na kilkunastu wystawach, organizowałem akcje plastyczne, uczestniczyłem w sympozjach plastycznych.

W krótkim czasie po tym odkrył dziedzinę, która stała się jego wielką namiętnością twórczą. Poświęcił się jej bez reszty. Szkło, w pewnym sensie materiał trudny i niewdzięczny, zarówno to użytkowe, jak i artystyczne, stało się domeną jego wypowiedzi artystycznej. We fragmencie recenzji prof. Barbara Zworska-Raziuk w ten sposób wyrażała się o tych pracach: …Dzieła Ireneusza Wydrzyńskiego to obiekty o strukturze zaobserwowanej w naturze, lecz o kształtach stworzonych według wizji artysty. Nawarstwione, sklejone szyby, ustawione przełomami do widza przyciągają wzrok świetlistą powierzchnią. W niektórych pracach artysta kontrastuje ją z gładką, wypolerowaną płaszczyzną dającą możliwość wejrzenia do wnętrza. W swych ostatnich dziełach autor precyzyjnie cyzeluje formę, świadomie rozkładając w jej wnętrzu całe płaszczyzny światła, …ze swobodą charakterystyczną dla mistrza wydobywa ze świetlistej materii ciętego szkła, coraz doskonalsze kształty.

Dla Ireneusza Wydrzyńskiego światło słoneczne było tym bóstwem, do którego wzdychał razem z innymi twórcami minionych epok. Podświadomie jego prace osiągały kształt mandali. Były więc – stosując ujęcia Jungowskie – odzwierciedleniem dążenia do wewnętrznej harmonii. Wszystko w zgodzie z opinią, że każde twórcze indywiduum jest dualnością czy syntezą cech paradoksalnych. Z jednej strony jest człowiekiem i osobą, zaś z drugiej procesem o charakterze nieosobowym, twórczym. To oczywiście jest tajemnica, dlaczego jeden człowiek pisze wiersze, drugi rzeźbi w marmurze, a jeszcze inny zmaga się ze szkłem. Takie wybory mają charakter skrajnie indywidualny, głęboko ukryty, często nawet przed samymi twórcami.

Ireneusz Wydrzyński czerpał z doświadczeń polskiego hutnictwa szkła, ale również ze szkoły skandynawskiej. W ostatnich latach tworzył formy podobne nawarstwionym taflom lodowym, czy naciekom arktycznym. Uwielbienie Natury przynosiło efekty wymierne. Jego prace eksponowane były w kraju i za granicą. Cieszyły się powodzeniem w prywatnych galeriach sztuki. Brał udział w licznych sympozjach i prezentacjach m.in. w USA, Francji, Holandii oraz w ogromnej ilości miejsc w Polsce. Zapraszano go do udziału w komisjach akceptujących realizacje rzeźbiarsko-architektoniczne, np. w Lublinie.

Ireneusz Wydrzyński był osobą szczerą, otwartą i bezgranicznie oddaną temu, co robił. Te cechy powodowały, że jako pedagog cieszył się ogromną estymą wśród swoich studentów. Czerpali z jego głebokiej wiedzy, wspierało ich jego doświadczenie. Te uczucia z obydwu stron nie były udawane.

Pisanie o przyjaciołach w czasie przeszłym nie jest zadaniem łatwym, szczególnie, gdy jeszcze w pamięci są świeże reminiscencje ze spotkań, rozmów, wernisaży czy wspólnych wycieczek. To zajęcie bolesne i przygnębiające.

Irek należy do jasnych i pięknych postaci, które znaliśmy, szanowaliśmy i podziwialiśmy. Wyrażamy swoją najgłębszą wdzięczność Opatrzności, która sprawiła, że mogliśmy znaleźć się na tej samej, przyjacielskiej drodze życia. Społeczeństwo traci wiele, gdy taka osoba odchodzi.

Marek Danielkiewicz, Arkadiusz Derecki