Iwona Tarkowska: „ 90 procent mojego życia to sport”

fot. Konrad Hudaś

Iwonę Tarkowską zna chyba każdy, kto odwiedza lubartowski basen. Wieloletnia trenerka i instruktorka pływania swoją pasję odkryła w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Za pracę na rzecz dzieci i młodzieży w dziedzinie sportu została wyróżniona Nagrodą Burmistrza Miasta Lubartów. W rozmowie z nami przyznaje, że nie działa na zasadzie parcia na medale. – Moim priorytetem jest drużyna, współpraca. Chcę, aby moi podopieczni wiedzieli, że stale pokonują samych siebie i to jest najważniejsze.

Od kiedy pływanie obecne jest w Pani życiu?

Gdy mieszkałam we Włoszech, nabawiłam się przepukliny kręgosłupa. Wtedy jedną z form rehabilitacji zleconej przez lekarza, było właśnie pływanie. Wszystko zaczęło się od nieprzyjemnej rzeczy, a skończyło się na pasji, która trwa do dzisiaj.

Ile to już lat Pani pracy zawodowej jako instruktorki i trenerki pływania? Jak wyglądały te początki?

W 2011 roku skończyłam kurs instruktora pływania. W tym samym roku zaczęłam pracę na basenie szkolnym w Lubartowie. Początki były trudne, brakowało doświadczenia. Przez pierwsze osiem lat działałam w klubie Skalar wraz z Darkiem Klejem i Karolem Saganem.  Potem rozdzieliliśmy się, razem z Karolem założyliśmy klub Swim Team Lubartów. Muszę przyznać, że o ile sukcesy podopiecznych to efekt mojej pracy jako trenera, o tyle wszelkiego rodzaju imprezy, wydarzenia, obozy – to zasługa całego teamu, wszystkich trenerów i instruktorów, którzy są razem z nami. To jest ważne, że mamy wspólną „zajawkę” na to wszystko i nasze działania są efektywne.

Co daje Pani praca z dziećmi i młodzieżą? Co jest najtrudniejsze?

Dziś całkiem inaczej patrzę na swoją pracę niż na początku mojej działalności. Bardzo dużo pracuję nad sobą, jeżdżę na wszelkiego rodzaju eventy dla trenerów, warsztaty, szkolenia do trenerów kadry Polski. Nie lubię stać w miejscu. Ostatnio w grudniu byłam na obozie pływackim dla Mastersów na Teneryfie z naszymi olimpijczykami – Pawłem Korzeniowskim i Marcinem Cieślakiem. To było spełnienie moich marzeń, w końcu zobaczyłam z bliska delfiny. Bardzo lubię pracować z dziećmi, zwłaszcza z tym najmłodszymi, sprawia mi to ogromną radość. Dzieci uczą nas tego, aby być spontanicznym, szczerym. Ze starszymi ta współpraca wygląda zupełnie inaczej, bo czasem dochodzą emocje związane z problemami w szkole czy w domu. Muszę przyznać, że pracuję z niesamowitymi dziećmi i rodzicami. Dziś działam zupełnie inaczej, nie na zasadzie parcia na medale. Moim priorytetem jest drużyna, współpraca. Chcę, aby wszyscy wiedzieli, że pokonują stale samych siebie. Staram się być z nimi w stałym kontakcie. Nie tylko treningi, ale celebracja ważnych chwil, spędzanie razem czasu są istotne. To wszystko przekłada się na ich rezultaty, bo oni z zawodów na zawody przywożą coraz lepsze wyniki. Jak są medale, to się cieszymy, gdy ich nie ma – też jest w porządku. Jestem bardzo wymagającym, czasami surowym trenerem, ale mimo wszystko dzieciaki chcą ćwiczyć.

Jak Pani pomaga pokonać lęk przez wodą?

Do każdego trzeba podejść indywidualnie. Dużo osób boi się wody, bo nie wie, co ma zrobić na samym początku. Zaczynamy od prostych ćwiczeń, coś na zasadzie mycia twarzy, potem zanurzają usta, nos, całą twarz. Następnie z automatu idziemy dalej. Lęk da się przełamać, gdy jest systematyczność. Przyznam szczerze, że i „worek kartofli da się nauczyć pływać, jeśli jest systematyczny i chce”.

Kilka słów o Pani wychowance Kai Wróblewskiej – wielokrotnej medalistce zawodów rangi wojewódzkiej i ogólnopolskiej…

 Kaja zaczynała u nas, gdy miała 7 lat. Dziś ma już 17 lat, nadal trenuje w naszym klubie, jeździ na zawody. Nie jest to jednak trening zawodowy. Dużo pomaga nam w klubie przy zajęciach. Jest młoda, ale ma dobre podejście do dzieci. Wie, co robi, dzieci też ją bardzo lubią. Jak każda nastolatka ma wiele planów i marzeń. Zobaczymy, jaką Kaja drogą pójdzie.

Jaki był jej największy sukces?

Kaja zakwalifikowała się do finału B podczas  Mistrzostw Polski czternastolatków na 200 m stylem motylkowym.

Jest Pani nie tylko instruktorką pływania, ale też zawodniczką Masters, która sama startuje w zawodach. Proszę opowiedzieć o ostatnich sukcesach….

Moje sukcesy to dwa srebrne i jeden brązowy medal w zawodach o Puchar Polski Masters. Za chwilę zacznie się kolejny cykl Pucharu Polski Mastersów, gdzie zamierzam startować, między innymi w Świdniku.

 Nieustannie poprawia Pani formę – regularne treningi na basenie, siłownia, morsowanie…

Postanowiłam zainwestować w siebie. Wszystko ułożone jest pod moje starty w zawodach. Mam rozpisane treningi, ustaloną dietę. To wymaga dobrej organizacji i jest bardzo wymagające, bo dochodzi moja praca, zajęcia. Pracuję też z dziećmi z niepełnosprawnością w Fundacji Stella. W następnym roku kończę też magisterkę z wychowania fizycznego.

Oprócz sportu ma Pani jakieś inne zainteresowania?

 90 procent mojego życia to jest sport. Większość zainteresowań jest z nim związanych. Wszyscy wiedzą, że mogą zawsze mnie znaleźć na basenie, albo pod basenem, gdzie tarzam się w śniegu (śmiech). Lubię też spacery na łonie natury, fotografowanie.

Jakie są najbliższe plany klubu Swim Team Lubartów?

 Właśnie przygotowujemy się do Charytatywnego Maratonu Pływackiego, który ma być pod koniec lutego. Zaprosimy gwiazdę pływacką, ale na razie nie chcę zdradzać kim ona będzie, ponieważ jest to na etapie organizacji.

Rozmawiała: Katarzyna Wójcik

fot. tytułowe: Konrad Hudaś