Sport to zdrowie – Trenuj z Martyną

Trenuj z Martyną to zajęcia w ramach projektu dofinansowanego ze środków Gminy Miasto Lubartów, które rozpoczęły się od września. Lubartowianka Martyna Dejnecka – pasjonatka biegów górskich, prowadzi treningi biegowe i zajęcia ogólnorozwojowe dla wszystkich. Chcesz poćwiczyć w ramach zasady – w zdrowym ciele, zdrowy duch – zapisz się. Zajęcia odbywają się we wtorki i czwartki (LUKSusowi biegacze zapraszają).

 

W rozmowie z „Lubartowiakiem” Martyna Dejnecka opowiada o swojej pasji do biegania i projekcie treningowym pod nazwą LUSKusowi biegacze.

 

Kiedy zaczęła się Twoja przygoda ze sportem?

Generalnie sport towarzyszy mi od najmłodszych lat. Już w szkole podstawowej, gimnazjum, a potem liceum reprezentowałam szkołę na zawodach. Jednak nigdy nie były to zawody biegowe, a zdecydowanie tylko gry zespołowe. Jeśli chodzi o bieganie, jako o samodzielną dyscyplinę, przyznam szczerze, że nawet nie lubiłam biegać. Zaliczenie na ocenę określonego dystansu, przysparzało mnie o ból głowy. Nie pałałam do tej formy zbytnim entuzjazmem. Gdy byłam na studiach (gdzieś w wieku 22 lat) okazało się, że „zrobiło się mnie trochę więcej” i trzeba coś z tym zrobić. Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, o czym mówię. Sznurowanie butów stało się problematyczne. Zaczęłam więc trochę biegać, żeby schudnąć. Na początku nie było to regularne. Cieszyłam się, gdy pokonałam 2-3 km. Wtedy myślałam o sobie jak o super biegaczce, ponieważ na tamten czas ten dystans był dla mnie ogromnym sukcesem. Wraz z upływem czasu pokonywany dystans stopniowo rósł no i się zaczęło… Zaczęłam szukać, czytać, rozmawiać z ludźmi, czego potrzebuję na start, skoro już złapałam bakcyla na bieganie. Pierwszą rzeczą, którą kupiłam, były buty. Specjalne, przeznaczone tylko do biegania. Jak już stały w mojej szafie, to nie mogły przecież stać i się kurzyć. Zaczęłam w miarę regularnie biegać, początkowo 2 razy w tygodniu. Wzięłam udział w biegu na 470-lecie naszego miasta. To były niesamowite emocje, choć nie były to typowe zawody. Czułam wielką satysfakcję, że jestem częścią czegoś wielkiego. I tym samym mój apetyt na bieganie rósł. W kolejnych latach, z większymi bądź mniejszymi przerwami, biegałam coraz więcej.  W życiu jak to w życiu bywa różnie, gdy miałam trudny czas, to właśnie bieganie pomagało mi odreagować stres, przewietrzyć głowę i uspokoić myśli.

A kiedy zaczęłaś myśleć o bieganiu maratonów?

Pamiętam jak kiedyś obiecałam ważnej w moim życiu osobie, że jak będzie dzielna, to przebiegnę dla niej maraton. To była spontaniczna deklaracja, ponieważ nigdy nie przebiegłam dystansu dłuższego niż 15-20 km, a o maratonie nie miałam zielonego pojęcia – to jest przecież ponad 42 km! Jednak słowo się rzekło, a słów na wiatr nie rzucam. Postanowiłam, że przygotuję się do maratonu. Nie mając żadnej wiedzy w tym temacie, postanowiłam po prostu przyjąć taktykę zwiększania objętości treningowej. Taktyka przyniosła zamierzony cel i udało mi się przebiec mój pierwszy maraton w Warszawie w 2016 roku.

Jak wrażenia po pierwszym maratonie?

Fantastyczne uczucie! Poczułam, że to jest coś, co chcę robić, co daje mi pełną satysfakcję i w pewnej sferze życia poczucie spełnienia. Okazało się, że maraton mnie w sobie rozkochał. To nie był przelotny romans. Dlatego na jednym maratonie się nie skończyło.

Jesteś pasjonatką gór i biegów górskich. Skąd takie zamiłowanie?

Góry uwielbiam odkąd pamiętam. Kiedy mam czas i możliwość, chętnie wybieram się właśnie w góry. Tak naprawdę jest to jedno z niewielu miejsc, w którym potrafię się zresetować. Moja serdeczna koleżanka, świetna zawodniczka Wioletta Dessauer zainspirowała mnie do biegania w górach. Pomyślałam, że skoro ona biega to ja też mogłabym spróbować. Na początku nie wyobrażałam sobie, jak mam biegać po górach, skoro nawet asfalt jest dla mnie trudnym przeciwnikiem. Zapytałam kiedyś Wiolę, jak to się robi. Poinstruowana zostałam od A do Z, od ubioru po taktykę. Jakże ogromne mam szczęście, mając życzliwych, bardziej doświadczonych biegaczy koło siebie (pozwolę sobie na odrobinę prywaty – Wiola, Grzegorz bardzo Was pozdrawiam). Moim pierwszym górskim maratonem był maraton bieszczadzki w 2017 roku. Spodobało mi się. Zupełnie inny rodzaj wysiłku niż biegi po asfalcie. Następnie swoich sił próbowałam w biegu w Szczawnicy na dystansie ok. 22 km. Tam dopiero poczułam, czym, są góry. Ale z tego biegu najbardziej pamiętam to, że wbiegając na metę przywitała mnie moja córka i partner. To było niesamowite uczucie. Już wtedy wiedziałam, że „popłynęłam”, że biegi górskie są śliwką na torcie mojej sportowej duszy.

Po dzień dzisiejszy startuję w górach na dystansie okołomaratońskim. Biegi górskie są moją pasją, którą chcę stale rozwijać. Zdaję sobie sprawę z pewnych ograniczeń wynikających chociażby z tego, że nie bardzo mam gdzie odwzorować specyfikę górskiego terenu, ale szukam rozwiązań, które pomagają mi stać się lepszą zawodniczką. Jestem cierpliwym sportowcem. Wiem, że treningi wymagają dużo i czasu i pracy. Pracuj i ciężko i mądrze – to jest rada, która towarzyszy mi w biegowej przygodzie. W biegach górskich nie ma dróg na skróty, każdy start weryfikuje to, ile i jakiej jakości pracę włożyłam w przygotowanie.

Opowiedz o swoich sukcesach w maratonach?

W 2019 roku wygrałam Górski Maraton Świętokrzyski. I jeśli chodzi o sukcesy takie dla widowiska to tyle. Wcześniej nie stawałam na najwyższym podium. Często byłam w pierwszej dziesiątce wśród kobiet, co dawało też mega satysfakcję. Jednak każdy z biegów jest dla mnie nowym i cennym doświadczeniem. Z każdego wyciągam nowe wnioski, eliminuję błędy, uczę się. Największym sukcesem jest ukończenie każdego z nich, bo jak się okazuje, nie jest to wcale takie oczywiste i łatwe do osiągnięcia. Biegi górskie są nieprzewidywalne. Tam liczy się taktyka, trzeba mieć nie tylko plan A, ale i B i czasami C. W tym roku miałam trudny bieg. Dystans 43 km, suma przewyższeń 2600m. Od 16 km biegłam z dużą raną w pięcie. O walce o podium mogłam zapomnieć. Oceniając sytuację, stwierdziłam, że mogę biec dalej bez ryzyka kontuzji i celem stało się dobiegnięcie do mety. Finalnie zajęłam piąte lub szóste miejsce wśród kobiet, co bardzo mnie satysfakcjonowało zważywszy na ranę.

Prowadzisz zajęcia treningowe w ramach sekcji LUKSusowi biegacze. Opowiedz o tych treningach…

Od dłuższego czasu chodziła za mną myśl, aby bieganie dało mi możliwość pracy z ludźmi. Aby móc dzielić się z innymi swoją pasją i doświadczeniem. Dzięki chłopakom z LUKS Lubartów – sekcji szachowej w Lubartowskim Ośrodku Kultury (Piotrkowi i Łukaszowi) mam możliwość spełniać swoje kolejne plany. Stworzyliśmy projekt LUKSusowi biegacze. Projekt jest dofinansowany prze Gminę Miasto Lubartów, za co serdecznie dziękuję. LUKSusowi biegacze to zajęcia stworzone przez biegaczy dla biegaczy.

Dla kogo są zajęcia i jak one wyglądają?

Nie samym bieganiem biegacz żyje, więc zajęcia są podzielone na dwie części. Jedną z nich stanowią ćwiczenia ogólnorozwojowe. Czyli takie, które mają za zadanie wzmocnić nasze ciało, przygotować do wysiłku. Wychodzę z założenia, że zdrowe ciało, to silne ciało. Ćwiczenia ogólnorozwojowe są nieodłącznym elementem biegania. Chronią nas przed kontuzjami oraz urazami. Natomiast druga część to zajęcia typowo biegowe. Dopasowujemy tempo i dystans do poziomu uczestników.

Zajęcia są dla dzieci od 4 klasy szkoły podstawowej, młodzieży oraz dorosłych. Jeśli chodzi o stopień zaawansowania – mamy dwie grupy. Początkująca oraz średniozaawansowana. Zajęcia odbywają się we wtorki i czwartki. Grupa początkująca zaczyna o 17.30, natomiast średniozaawansowana o 18.30. We wtorki widzimy się na boisku Orlik przy Szkole Podstawowej nr 3, a w czwartki przed budynkiem LOK. Gorąco zapraszam chętnych na zajęcia. Każdy znajdzie coś dla siebie. Projekt potrwa do końca roku i miejmy nadzieję, że będzie kontynuowany.

Rozmawiała: Sylwia Cichoń